Niedawno miałam urodziny i powiedziałam synowi, że jeśli synowa nie przyjdzie, to się obrażę, bo przyjdą krewni, a mnie będzie wstyd, że synowa mnie nie uszanowała. Anna przyszła, ale lepiej by było, gdyby nie przyszła, bo całkowicie zepsuła mi święto. Jej talerz pozostał pusty, bo nie tknęła żadnej potrawy, która była na stole. Kiedy moja siostra zapytała ją, dlaczego nic nie je, Anna odpowiedziała, że jej nie smakuje. Po tych słowach wstała od stołu i gdzieś poszła, a po 15 minutach wróciła ze sklepowymi cukierkami, które demonstracyjnie jadła przez cały wieczór
– Mamo, to jest nasza rodzina, nasze zasady, i nie zamierzam słuchać żadnych narzekań na moją żonę – mówi mi syn.
– Michale, twoja żona nie tknęła żadnej potrawy, którą przygotowałam. Jak to się nazywa? – mówię, prawie płacząc.
Mój jedyny syn Michał ożenił się 5 lat temu. Na początku mieszkali z synową w stolicy i widywałam ich bardzo rzadko.
Potem przeprowadzili się do naszego miasteczka. Z mężem kupiliśmy im kawalerkę. Kupilibyśmy im większe mieszkanie, ale nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy.
Mąż mnie uspokajał, że daliśmy im start, a resztę niech załatwią sami.
Syn był wdzięczny, ale synowa ciągle narzekała, że nie potrzebujemy tak dużego mieszkania i mogliśmy im oddać nasze trzypokojowe mieszkanie, a sami przeprowadzić się do ich kawalerki.
Kocham swojego syna, chcę dla niego jak najlepiej, ale nie jestem gotowa w wieku 55 lat, nawet dla niego, rezygnować z komfortu.
Z mężem długo pracowaliśmy, aby zarobić na to mieszkanie, przez kilka lat byliśmy rozdzieleni, bo mąż musiał wyjechać za granicę do pracy. Potem długo urządzaliśmy to mieszkanie, wszystko jest przemyślane w najmniejszym szczególe. A teraz mam oddać nasze gniazdko?
Powiedziałam, że nie zamierzam się nigdzie przeprowadzać i od tego czasu między mną a synową pojawił się mur. Anna nie lubi do mnie przychodzić, a mnie do siebie nie zaprasza.
Nie rozumiem tego, bo ja też byłam synową i póki moja teściowa żyła, staraliśmy się z mężem jak najczęściej odwiedzać mamę. A moja synowa mnie unika. I co najważniejsze, nie ma za co.
Niedawno miałam urodziny i powiedziałam synowi, że jeśli synowa nie przyjdzie, to się obrażę, bo przyjdą krewni, a mnie będzie wstyd, że synowa mnie nie uszanowała.
Anna przyszła, ale lepiej by było, gdyby nie przyszła, bo całkowicie zepsuła mi święto. Jej talerz pozostał pusty, bo nie tknęła żadnej potrawy, która była na stole.
Kiedy moja siostra zapytała ją, dlaczego nic nie je, Anna odpowiedziała, że jej nie smakuje. Po tych słowach wstała od stołu i gdzieś poszła, a po 15 minutach wróciła ze sklepowymi cukierkami, które demonstracyjnie jadła przez cały wieczór.
Anna nie zapomniała również poruszyć tematu mieszkania, oświadczyła przed wszystkimi moimi krewnymi, że my z mężem nie potrzebujemy tak dużego mieszkania i że inni rodzice już dawno dokonali by zamiany.
Święto było zepsute. Najbardziej boli mnie to, że syn milczy i zgadza się z nią, bo nie jest przyzwyczajony sprzeciwiać się swojej żonie.
Jak to się nazywa? Przygotowałam tyle potraw, a ona nie tylko niczego nie spróbowała, ale jeszcze przed wszystkimi powiedziała, że źle gotuję.
Powiedziałam synowi, że nie zamierzam tolerować wybryków jego żony i jeśli synowa nie przeprosi mnie, to niech się wyprowadzą z mojego mieszkania i wynajmą sobie nawet dwupiętrowy dom, mnie to nie obchodzi.
– Mamo, znowu myślisz tylko o sobie – powiedział Michał. – Anna nic złego nie zrobiła, po prostu nie miała nastroju. I w końcu, nie chciała iść na to święto, a ty nie powinnaś była na tym nalegać.
Słowa syna jeszcze bardziej mnie zasmuciły, jego żona zepsuła mi święto, a na końcu to ja jestem winna. Rozsądźcie nas, kto w tej sytuacji nie ma racji?
