Mąż oznajmił, że ze mnie kiepska gospodyni. Jednak czwartego dnia przyszedł i zapytał, co dzisiaj na kolację, a ja odpowiedziałam, że nic. Niech sam sobie teraz gotuje i prasuje swoje ubrania

Po ukończeniu studiów postanowiliśmy z moim ówczesnym narzeczonym się pobrać. Piotr znalazł dobrze płatną pracę, a ja wkrótce zaszłam w ciążę i urodziłam syna.

Mój Piotr wychodzi do pracy od samego rana, a wraca późnym wieczorem. Dlatego wszystkie domowe obowiązki spoczywają na mnie. Zamiast mi czasem pomóc, mój mąż przy każdej okazji krytykuje: to naczynia nieumyte dobrze, to ubrania źle ułożone na półce.

Sam natomiast leży cały wieczór na kanapie, bo przecież, jak twierdzi, męczy się w pracy.

Pewnego wieczoru wrócił z pracy i już po jego twarzy widziałam, że dzień mu nie wyszedł. Zrzucił plecak zaraz po wejściu i zapytał, co mamy na kolację. Zjadł kilka widelców makaronu, odsunął talerz i stwierdził:
– Cały dzień siedzisz w domu, mogłabyś ugotować coś lepszego niż to!

Tamtego wieczoru poszedł spać do innego pokoju. Rano zaczął się kolejny skandal, bo nie wyprasowałam mu koszuli. Piotr krzyczał, że jestem beznadziejną żoną. A przecież jego ubrania zawsze wiszą w szafie, po prostu tym razem się zamotałam i zapomniałam.

Zrobił z tego prawdziwą tragedię, stwierdzając jeszcze, że nie mam pojęcia o prowadzeniu domu, a kuchnia to już na pewno nie moja mocna strona.

Zazwyczaj przepraszałam lub znajdowałam jakieś wytłumaczenie, ale tym razem pomyślałam – traktuje mnie tylko jak gospodynię.

Moje starania nikt nie zauważa, ale błędy dostrzegają wszyscy. Postanowiłam, że przestanę dla niego gotować i prasować jego ubrania. Przecież nie jest dzieckiem, sam sobie poradzi.

Tym bardziej wiem, że gotuję dobrze, a w domu zawsze jest czysto i przytulnie. Jeśli Piotrowi się to nie podoba, to dlaczego miałabym spędzać pół dnia w kuchni? Lepiej pójdę do salonu.

Niedawno znów skarżył się, że nie doprałam mu spodni. A jak naprawiać samochód w nowym ubraniu – to proszę bardzo, a potem narzeka, że plamy nie schodzą.

Przez trzy dni sam sobie gotował i prasował. Ale za to nie miał czasu, by wymyślać kolejne powody do krytykowania mnie. Coś zrobił źle? Jego problem.

Czwartego dnia przyszedł, zapytał, co dziś na kolację, ale już bez tego tonu, którym mówił wcześniej. A ja odpowiedziałam, że nic, bo przecież co bym nie ugotowała, to i tak zawsze jest źle. Po co gotować niesmaczne potrawy?

Piotr zrobił wielkie oczy, bo nie spodziewał się takiej odpowiedzi. I nic dziwnego!

Szkoda tylko, że przejrzałam na oczy dopiero po 15 latach małżeństwa. Nie można pozwalać, by ktokolwiek deptał nasze poczucie własnej wartości, nawet jeśli bardzo kogoś kochamy i jesteśmy gotowi zrobić dla niego wszystko. To, jak inni nas widzą, zależy tylko od nas. Zgadzasz się?