Mój 50. jubileusz obchodziliśmy w restauracji, a wieczorem, kiedy wróciliśmy do domu, mąż zaparzył herbatę i tak spokojnie oznajmił, że od dwóch lat ma inną
Do swojego 50. jubileuszu przygotowywałam się długo – zamówiłam najlepszą restaurację, zaprosiłam gości, zadbałam o siebie. Myślałam, że to będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu, ale stało się zupełnie odwrotnie.
Dokładnie w dniu mojego jubileuszu mąż zrobił mi “prezent” – powiedział, że spotkał inną kobietę i chciałby resztę swojego życia spędzić szczęśliwie z nią. Paweł jest o dwa lata starszy ode mnie, ma 52 lata, a jego wybranka 35.
Ani wcześniej, ani tego dnia nie miałam żadnych złych przeczuć. Zaprosiliśmy całą rodzinę do restauracji, wszyscy składali mi życzenia, bawili się – można powiedzieć, że uroczystość się udała. Mąż przez cały wieczór trzymał się blisko mnie, podarował mi złote kolczyki z drogocennymi kamieniami. Mówił miłe słowa i dziękował za 28 lat wspólnego życia.
Złapałam się na myśli, że miałam naprawdę szczęście, mając go za męża. Planowałam zrobić mu niespodziankę – kupić bilety i polecieć z nim nad morze za granicę. Jednak mąż mnie wyprzedził, przygotowując swoją niespodziankę. Wieczorem, kiedy wróciliśmy do domu, zaparzył herbatę i spokojnie oświadczył, że od dwóch lat ma inną kobietę.
Że ona ma 35 lat i on jest w niej zakochany. Naszemu jedynemu synowi, który ma już 26 lat, obiecał nadal pomagać. Powiedział też, że ma nadzieję, iż zgodnie podzielimy nasz dom, samochód i oszczędności. I po prostu zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. Prosił, żebym mu wybaczyła i pozwoliła odejść do nowego życia, w którym nie ma dla mnie miejsca.
Pierwszego dnia nie wiedziałam, co robić. Potem dużo płakałam. Przez następne pół roku nie chciałam niczego, zamknęłam się na cały świat. Bez emocji podpisywałam dokumenty, sprzedawałam dom, samochód. Liczyliśmy pieniądze, dzieliliśmy je, kupiłam sobie kawalerkę pod miastem.
Potem z tymi samymi łzami patrzyłam na nasze wspólne zdjęcia. A po roku się z tym pogodziłam. Teraz rozumiem, że każda z nas może zostać sama. I tylko my same możemy się wydostać z tego dna.
Dobrze, że czas wszystko wyleczył, ale mężczyznom nadal nie ufam.
