Zrobiłam szczęśliwą dziewczynkę w sklepie i to dobro potem wróciło do mnie

Pewnego razu znalazłam się w sytuacji, która później wpłynęła na moją przyszłość. W sklepie zauważyłam kobietę z dzieckiem, a mianowicie z małą, uroczą dziewczynką około pięciu – sześciu lat. Miała na sobie jaskrawy żółty szalik z fioletowymi kropkami i taką samą czapkę. Matka szukała czegoś wśród towarów objętych promocjami i rabatami, a mała dziewczynka bardzo uważnie i z lekkim smutkiem patrzyła na półki z flamastrami, gumkami do włosów i spineczkami.

Brała je do rąk, oglądała i odkładała z powrotem. Widzę, że bardzo ich chce, ale nie prosi. To zauważyła również jej mama i z takim samym smutkiem powiedziała do małej:

— Słoneczko, przepraszam, ale teraz nie mogę ci tego kupić. Mam bardzo mało pieniędzy.

Dziewczynka odpowiedziała milczeniem, skinęła główką i kontynuowała przeglądanie półek, podczas gdy mama wybierała, co wziąć taniej. Wtedy bardzo żałowałam małej. Postanowiłam zdecydowanie, że kupię tej dziewczynce wszystko, na co patrzyła, a nawet więcej.

Wybierając dla dziewczynki plastelinę, kolorowanki, flamastry, kredki, spineczki, gumki do włosów, album i zeszyt z kolorowymi długopisami, udałam się do kasy, myśląc, jak przekazać zakupy mamie z dzieckiem, żeby ich nie urazić. Z tymi przeżyciami zwróciłam się do kasjerki. Kobieta mnie zrozumiała, wsparła i okazała się bardzo kreatywna.

Zaproponowała taki pomysł: zostawiam jej na kasie torbę z prezentami, a ona powie mamie z dzieckiem, kiedy podejdą, że w sklepie dzisiaj jest promocja. Kto przyjdzie w czymś żółtym — ten otrzymuje prezent od sklepu.

Tak właśnie zrobiliśmy. Kiedy kobieta z córką podeszły i zaczęły płacić za swoje zakupy, kasjerka opowiedziała o „promocji” i wręczyła dziewczynce torbę. Mama była bardzo zadowolona, a dziewczynka nawet zapłakała. Obserwowałam to zza jednej z półek. Moje serce po prostu topniało z radości, że sprawiłam, iż to małe słoneczko stało się szczęśliwe.

Minęły dwa lata od sytuacji z małą dziewczynką i „promocją” w sklepie. Zaczęły się u mnie problemy finansowe, ponieważ w życiu w ogóle zaczęła się jakaś seria niepowodzeń i przeszkód. Zostałam zwolniona z pracy i eksmitowana z mieszkania, ponieważ nie mogłam opłacać czynszu.

Pewnego razu postanowiłam chociaż wypić kawę, mimo że to były moje ostatnie pieniądze. Ale zauważyłam w pobliżu kawiarni kioski z natychmiastowymi loteriami. Postanowiłam — była nie była. Kupiłam za ostatnie pieniądze nie kawę, a los na loterię. I wygrałam dość pokaźną sumę. Powiedziałabym wręcz bardzo pokaźną.

Te pieniądze mi pomogły. Mogłam spokojnie na nich żyć, dopóki nie znalazłam pracy i nie zaczęłam zarabiać. Tak zrozumiałam, że wszystkie dobre uczynki koniecznie do ciebie wrócą. Prawo bumerangu, jak to mówią.