Wizyta teściowej w sobotę nie zapowiadała niczego dobrego. Zauważyłam, że za każdym razem, gdy do nas przychodzi, zawsze przytrafiają się nam z mężem jakieś nieprzyjemności. Tym razem teściowa naprawdę mnie zaskoczyła, bo zaczęła rozmowę o mieszkaniu. – Andrzeju, a co myślisz o zamianie mieszkań? – powiedziała teściowa. Nie spodobał mi się ten pomysł, ale mąż próbował mnie przekonać, żebyśmy zrobili tak, jak mówi jego mama
W sobotę przyjechała do nas teściowa i zaczęła rozmowę o mieszkaniu.
– Andrzej, co powiesz na to, żebyśmy zamienili się mieszkaniami? – powiedziała teściowa.
– Mamo, co masz na myśli, co to znaczy zamienić się? – zapytał mąż, bo sam nie spodziewał się takiej „hojnej” propozycji od swojej mamy.
– No, to proste. Nie martwcie się, dzieci. Mam trzy pokoje, a wy macie tylko jeden. Jestem sama, a was jest dwoje. Rozumiecie?
Wtedy postanowiłam wtrącić się do rozmowy, bo zrozumiałam jedno – teściowa zaraz narobi kłopotów, a ja będę musiała potem wszystko posprzątać.
– Rozumiem, i co z tego? – powiedziałam. – Myślisz, że zamiana mieszkań to tak jak zamiana torebkami czy czekoladkami? A co z dokumentami? Myślisz, że zgadzamy się tam mieszkać bez żadnych praw?
– Anno, dlaczego się tak unosisz? Przychodzę do was z dobrymi intencjami! I przy okazji, to dla mnie też korzystne. Trudno mi samej opłacać wszystkie rachunki za trzy pokoje. A wy potrzebujecie więcej miejsca, jesteście młodym małżeństwem. Chętnie oddam wam swoje mieszkanie do użytkowania – teściowa mówiła to w taki sposób, jakby robiła nam wielką przysługę.
Nie podobał mi się ten pomysł. Mieszkamy w jednopokojowym mieszkaniu, może niewielkim, ale w nowym budynku, z nowoczesnym remontem. Mieszkanie kupiliśmy razem, więc jest to nasza wspólna własność.
Teściowa ma mieszkanie trzy pokojowe, ale starego typu. Mała kuchnia, stara łazienka. I w ogóle – od lat nie było tam remontu.
– Nie chcę się nigdzie przeprowadzać, tutaj mi dobrze – powiedziałam mężowi.
– Anno, dobrze się zastanów. Propozycja wcale nie jest taka zła. Pomyśl, planujemy mieć dzieci, potrzebujemy większej przestrzeni. A kiedy sami uzbieramy na trzy pokoje? Owszem, mieszkanie mamy potrzebuje remontu, ale wydamy na to mniej niż na zakup większego mieszkania – mówił do mnie mąż.
– Dobrze, zgadzam się na zamianę, ale musimy wszystko uregulować dokumentami. Twoja mama musi spisać darowiznę na ciebie. W końcu masz jeszcze siostrę i nie jest wykluczone, że ona też będzie miała roszczenia do spadku – powiedziałam.
Po kilku dniach mąż poszedł do swojej mamy i przedstawił jej nasze warunki. Teściowa obiecała, że wkrótce pójdą do notariusza i wszystko załatwią. Tymczasem wymieniliśmy się kluczami i dokonaliśmy przeprowadzki.
Zaraz zabraliśmy się za kapitalny remont, bo nie mogłam przyzwyczaić się do brudnych kranów i ścian pomalowanych na mój nielubiany brudnozielony kolor.
Mieliśmy odłożone kilka tysięcy dolarów i od razu włożyliśmy je w remont – wymieniliśmy całą hydraulikę w łazience i kuchni, przekształciliśmy cały wystrój wnętrza, a nawet przesunęliśmy jedną ścianę, żeby powiększyć kuchnię.
Już zaczynało mi się to podobać. I chociaż wiedziałam, że to mieszkanie wymaga jeszcze dużych nakładów, to pogodziłam się z tym i wciągnęłam się w proces, tak bardzo, że straciłam z oczu kwestie formalne dotyczące przepisania własności.
Tymczasem teściowa zadomowiła się w naszym nowym, ciepłym i czystym mieszkaniu.
Wtedy odezwała się siostra mojego męża. Mieszka z rodziną w Niemczech, a tutaj przyjechała odwiedzić mamę i zastała taką sytuację.
– Nie myślisz chyba, że to mieszkanie będzie tylko twoje? – powiedziała do mojego męża. – To także moja część – dodała.
– Mamo, a co z naszą umową? Wytłumacz siostrze – zwrócił się mąż do swojej mamy.
– Czemu robisz problem? Tak, Irena jest moim dzieckiem, tak samo jak ty, więc mieszkanie będzie podzielone po połowie. Ale możesz spłacić jej część, myślę, że się zgodzi.
Spojrzałam na nią i mówię:
– O nie, nie na to się umawialiśmy. Niczego nie będziemy spłacać.
Mój mąż też był bardzo zły i rozczarowany. A ja nie byłam rozczarowana, tylko po prostu wściekła, bo wiedziałam, że nie ma co liczyć na teściową.
Teraz proponuję, żebyśmy wrócili do naszego mieszkania i zapomnieli drogę do matki męża. Ta kobieta nie ma ani słowa, ani sumienia. Jestem pewna, że celowo zwlekała z dokumentami, żeby teraz wyjść cało z sytuacji.
A co? I tak wyszła na plus, bo połowę remontu jej już zrobiliśmy. Przecież nie zabierzemy ze sobą z powrotem toalety, umywalki ani przesuniętej ściany.
Teściowa jednak została zawiedziona, bo nie skończyliśmy remontu. A ona nie ma pieniędzy, żeby to dokończyć. I siostra mojego męża też nie spieszy się, żeby pomóc mamie, przynajmniej własnymi rękami.
Jestem na siebie zła, że dałam się na to nabrać. Od początku wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
A co wy byście zrobili w tej sytuacji?
