– Przerobię go pod siebie – jest przekonana córka. Ale nie da się już zmienić 30-letniego mężczyzny, dlaczego ona tego nie rozumie

Córka żyje jakąś głupią nadzieją, że uda jej się dostosować swojego męża do siebie i będą żyć długo i szczęśliwie. Ale nie uwzględnia, że siedemnastoletniego chłopca można jeszcze jakoś ukształtować, w tym wieku ludzie są wciąż elastyczni i gotowi na coś nowego. A trzydziestoletni mężczyzna przywykł żyć tak, jak mu wygodnie, i raczej się nie zmieni. Może stworzyć pozory, ale to tylko na chwilę.

Moja córka Diana ma dwadzieścia pięć lat. Piękna, inteligentna, ma własną pracę, mieszka osobno od nas. Jest w ogóle bardzo przebojowa i samodzielna od dzieciństwa. Zawsze byłam o nią względnie spokojna, wiedziałam, że sobie poradzi.

Diana przyzwyczaiła się stawiać sobie cele i je osiągać. Jeszcze od pierwszego roku studiów wiedziała, gdzie chce pracować. Miała imponujące aspiracje: firma z renomą i reputacją, do której bardzo trudno się dostać z ulicy, a nie miała żadnych znajomości ani kontaktów na tym poziomie.

Ale córka nie tylko marzyła, postawiła sobie zadanie. Od pierwszego roku pracowała na wynik. Na trzecim roku udało jej się dostać tam na bezpłatny staż, tam ją zauważyli i zapamiętali. Przez dwa lata odbywała tam staż, bezpłatnie wykonując ogromne ilości zadań, a po ukończeniu studiów zaproponowano jej pracę. Tak więc osiągnęła swoje.

Jedyny problem, który mnie niepokoił, to brak godnych mężczyzn obok mojej córki. To znaczy, żaden z nich nie dążył do niczego w życiu.

Dlatego kiedy zaczęła coraz częściej mówić o Andrzeju, bardzo się ucieszyłam. I cieszyłam się, dopóki nie poznałam tego Andrzeja. Wtedy nawet pomyślałam, że córka sobie ze mnie żartuje, bo mężczyzna, którego przyprowadziła na spotkanie, w żaden sposób nie przypominał kogoś, kto mógłby zainteresować moją córkę.

Chłopak miał już trzydzieści jeden lat. Miał perspektywę wkrótce wyłysieć, miał już niewielki brzuszek, a cały jego wygląd był jakiś zaniedbany. Niby od niego nie pachniało, był w czystym ubraniu, ale i tak sprawiał nieprzyjemne wrażenie.

Ale wygląd to taka sprawa, teraz przy chęci można całkowicie zmienić twarz, co tu mówić o brzuszku. Najbardziej zdziwiła mnie jego postawa życiowa. Chłopak ma trzydzieści jeden lat, a już niczego nie chce, czy wciąż niczego nie chce, nie wiem.

Ma mieszkanie – kawalerkę, nawet nie chcę myśleć, w jakim jest stanie. Pracuje w jakiejś budżetowej instytucji kultury, coś związanego z komputerami. Płacą tam, jak można się domyślić po słowie “budżetowej”, bardzo skromnie.

Zapytałam, dlaczego nie zmieni pracy, przecież jeśli zna się na komputerach, to ma możliwość zarabiać więcej, kierunek jest perspektywiczny.

– Bo tam ciągle trzeba się uczyć, dużo wymagają. A mnie wiele nie trzeba, więc po co się przemęczać? Mnie wszystko pasuje.

Świetna odpowiedź – nie chcę się uczyć, gotów dalej mało zarabiać, byle nic nie robić.

Najgorsze jest to, że córka patrzyła na obiekt swoich westchnień z takim uwielbieniem, jakby jakieś bóstwo zstąpiło z nieba na ziemię.

Później pytałam Dianę, co znalazła w tym Andrzeju. Córka stwierdziła, że jest dobry i czuły. Tłumaczę jej, że on nie jest dobry, jest po prostu materacem, któremu wszystko się nie chce, w tym nawet złościć się, bo to też wymaga jakiegoś wysiłku.

– On niczego nie chce i nic nie będzie robił. A co z urlopem macierzyńskim, jak pójdziesz?

Nie wiedziałam, jakie jeszcze argumenty mogę przytoczyć córce, żeby otworzyła oczy. A Diana uparła się, że on teraz jest taki leniwy, ale ona się za niego weźmie i przerobi go pod siebie.

– On u mnie i pracę zmieni, i siebie doprowadzi do porządku, będziemy mieć idealną rodzinę – marzycielsko przewraca oczami córka. – Wowa teraz tak żyje, bo nie ma bodźca do zmiany, a po ślubie się pojawi.

No tak, oczywiście na odwrót, w okresie narzeczeństwa mężczyźni rozpościerają ogony i starają się pokazać swoje najlepsze cechy, a ten nawet teraz się nie stara. A jeśli się stara i to jest najlepsze, co w nim jest, to sytuacja jest w ogóle straszna. A w ogóle przerabianie dorosłych ludzi to niewdzięczna sprawa, bo zazwyczaj kończy się porażką. To nie są dzieci, z których można jeszcze coś ulepić, a osobowości już ukształtowane.

Nie wiem, jak odwieść córkę. Przyjaciółki mówią, żebym się nie wtrącała, że sama się w to wplącze, sparzy się, zmądrzeje, zrozumie, że człowieka nie da się zmienić. Niby tak, ale ile czasu będzie się o tym przekonywać? Rok, trzy, pięć? Nie chcę, żeby swoją młodość zmarnowała na takiego mężczyznę, ale córka mnie nie słucha i ciągle tylko: “Mamo, nie wtrącaj się”.