– Chcesz, żebym ci wybaczyła, to podaruj mi tysiąc! – oznajmiła przyjaciółka w odpowiedzi na moje przeprosiny
Ostatnio wszystko w moim życiu wywróciło się do góry nogami. Jakiś czarny okres, i to bez żadnej nadziei na poprawę.
Zaczęło się od tego, że szef w pracy nagle postanowił pobawić się w pana i poddanych. Zaczął wymyślać niestworzone rzeczy. Już ze sto razy miałam ochotę rzucić mu na biurko wypowiedzenie, ale jakoś nie mogę znaleźć innej pracy z sensowną pensją. Więc muszę znosić te wszystkie bezsensowne pretensje i wykonywać głupawe polecenia.
W domu też nie najlepiej. Mój mąż przeżywa kolejny etap kryzysu wieku średniego. Pół roku temu zaczął chodzić na siłownię, schudł, nabrał kondycji. Teraz postanowił wziąć się za swój wizerunek. Tak, tak, dokładnie to powiedział. Jak jakiś elegant się wystroił. Dokąd to wszystko prowadzi – nie mam pojęcia.
Mam wrażenie, że wszystko wokół mnie się rozpada i zmienia. Mało tego, tydzień temu nawet mój samochód zaczął szwankować!
Przysięgam, czasem mi się wydaje, że ktoś mnie przeklął. Innego wyjaśnienia nie mam.
Tak zaplątałam się w swoje sprawy i problemy, że całkiem zapomniałam o urodzinach najlepszej przyjaciółki Marii. Co prawda, ona sama nie zamierzała niczego świętować, mówiła, że to nieokrągła data i nie ma sensu robić imprezy.
– I w ogóle w naszym wieku można o urodzinach zapomnieć. Liczby są zawstydzające – powiedziała, sugerując, że niestety z wiekiem wcale nie młodniejemy.
A ja dopiero dzień po jej urodzinach zorientowałam się, że nawet nie zadzwoniłam, by złożyć życzenia. Jak mogłam o tym zapomnieć! Jaka ze mnie przyjaciółka – beształam siebie. Od razu wstąpiłam do sklepu, kupiłam jej ulubione ciasto i wielki bukiet kwiatów. Pędem ruszyłam do Marii. Ona otworzyła drzwi z naburmuszoną miną i nawet nie wpuściła mnie dalej niż do przedpokoju. Zaczęłam ją przepraszać:
– Mario, kochana, wybacz starej! Kompletnie się zagubiłam, wybita z rytmu. Życie wali mnie po głowie ze wszystkich stron, tracę pamięć – tłumaczyłam się.
Przyjaciółka słuchała mnie z kamienną twarzą, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Ja wciąż przepraszałam, mówiłam, że nie chciałam źle. Wyciągałam w jej stronę tort i kwiaty, jako przeprosiny.
– No proszę, pokazałaś swoje prawdziwe oblicze. Pięknie. Czekałam cały dzień na twój telefon. Wszyscy pamiętali, tylko nie ty. Czyli jak mnie cenisz, co? – powiedziała chłodno, odpychając róże i tort. – Jeśli chcesz, żebym ci wybaczyła, daj porządny prezent. Tysiąc by oczyściło twoją winę – dodała Maria z wyniosłą miną.
Zamrugałam oczami. Tysiąc czego, pytam. Ona z pogardliwym uśmiechem:
– Aleś ty niemądra. Złotych oczywiście, a nie tysiąc kilogramów ziemniaków z działki.
Jeszcze do mnie nie dotarło. Mówię: jaka tysiąc złotych? Z jakiej racji?
Przyjaciółka już niecierpliwie:
– Masz dać mi pieniądze, tysiąc. A nie jakiś lichy bukiet i wczorajszy tort. Co tu jest niezrozumiałe?!
Wtedy naprawdę zrozumiałam. „Ciekawe zwyczaje” – pomyślałam. Mówię jej:
– Słuchaj, to nawet nie twój okrągły jubileusz, czemu mam ci dawać takie prezenty? Sama mówiłaś, że nie będziesz świętować. – wyjaśniłam jej, że miałam poważne powody, by zapomnieć zadzwonić.
A ona znowu o pieniądzach. Mówi, że jak nie dam, to już nie jestem jej przyjaciółką. Mam zapomnieć drogę do niej.
No to pięknie! Taki szantaż z niczego? Jasne, że nic jej nie dam. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domu.
Kwiaty i tort sobie zostawiłam. Ja też zasługuję na odrobinę przyjemności. A to, że Maria mnie wszędzie zablokowała, to już jej sprawa. Szkoda tylko, że dopiero teraz zobaczyłam prawdziwą twarz tej wyłudzaczki!
