„Masz już 35 lat, a nie masz ani dzieci, ani żony”. Matka była zaskoczona odpowiedzią syna
Ostatnio odwiedziłam teściową z moim małym synkiem. Akurat gościła u niej przyjaciółka z dzieciństwa, Nina. Cały dzień spędziła, bawiąc się z Arkiem. „Chyba nie doczekam się własnych wnuków” – powiedziała ze smutkiem.
Nina urodziła swojego syna, Aleksandra, gdy miała ponad trzydzieści lat. Był dla niej długo wyczekiwanym dzieckiem, oczkiem w głowie, któremu pozwalała na wszystko. Gdy Szymon, mąż Niny, zmarł, Aleksander był jeszcze małym chłopcem. Nina wychowała go sama, pracując na dwóch etatach, aby zapewnić synowi wszystko, co najlepsze.
Kiedy Aleksander skończył 35 lat, Nina postanowiła zapytać go, kiedy może spodziewać się wnuków. Odpowiedź syna ją zaskoczyła. „Nigdy” – usłyszała.
Aleksander wyjaśnił, że to wychowanie matki uczyniło go człowiekiem niezdolnym do założenia rodziny. „Przyzwyczaiłem się do życia w wygodzie. Żadna kobieta nie będzie chciała być dla mnie drugą matką” – stwierdził.
Dodał również, że w pełni odpowiada mu obecna sytuacja i nie zamierza niczego zmieniać dla innej osoby. „Nikt mi nie jest potrzebny oprócz ciebie” – zakończył.
Nina z żalem przyznała: „Nie potrafiłam wychować w nim tego, co najważniejsze – bycia mężczyzną”.
Czy zgadzacie się z tym, że matczyna miłość może nie tylko chronić dziecko, ale również przeszkadzać w rozwoju jego samodzielności? Jak sądzicie, gdzie leży granica między miłością a nadopiekuńczością? Podzielcie się swoimi opiniami!
