Kiedy wzięłam ślub z Andrzejem, on mieszkał ze swoją babcią. Nie mógł jej zostawić, bo nie miał kto się nią zająć. Dlatego po ślubie zamieszkaliśmy z nią. Andrzej prosił, żebym się nią opiekowała, a w zamian miało nam zostać jej mieszkanie. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, ale nie spodziewałam się, w co się pakuję
Wychodząc za mąż, marzyłam o szczęśliwym życiu małżeńskim, w którym będziemy z mężem dla siebie wzajemną podporą, bo doskonale rozumiem, że rodzina to największe bogactwo w życiu.
W końcu los się do mnie uśmiechnął i poznałam człowieka, z którym chciałam stworzyć właśnie taką rodzinę i przy którym mogłam być szczęśliwa.
Niedawno wyszłam za Andrzeja. On mieszka ze swoją babcią, a jego mama wyszła drugi raz za mąż i wyjechała do innego miasta, by tam żyć ze swoim mężem.
Podobno żyją całkiem dobrze, a teraz ma jeszcze jedno dziecko – syna w wieku 5 lat, to rodzony brat mojego męża.
Moja teściowa nie przyjeżdżała już więcej do nich, jedynie Andrzej jeździł do niej może z dziesięć razy w ciągu kilku lat. Czasem go zapraszała, kiedy mąż był w delegacji.
Mój mąż mieszkał ze swoją babcią, matką jego zmarłego ojca, którego od dawna już nie ma. Ciągle mi tłumaczył, że dawno by się wyprowadził, ale babcia jest już wiekowa i bardzo potrzebuje opieki, sama nie daje sobie rady. A poza nim nikt nie ma się nią zająć, bo jego matka ma już dawno swoje życie.
Matka mojego męża nawet na nasze wesele nie przyjechała, chociaż Andrzej bardzo ją o to prosił.
Babcia mojego męża na początku wydała mi się bardzo dobrą osobą, przyjęła mnie serdecznie i szczerze zapewniała, że mieszkanie, które do niej należy, wkrótce stanie się nasze.
Po ślubie, z oczywistych powodów, zamieszkaliśmy z nią. Potem pojechaliśmy odpocząć w Alpy, takie życzenie miał mąż na nasz miesiąc miodowy, a w domu nie było nas tydzień.
Wróciliśmy późnym wieczorem, a rano obudziła mnie głośnym głosem babcia męża.
Stanowczym tonem powiedziała, że jest głodna i mam iść zrobić jej śniadanie. Na lodówce wisi lista produktów, które mam kupić w sklepie, kiedy mąż pójdzie do pracy.
Wstałam zdziwiona nie do opisania i poszłam na kuchnię usmażyć jajecznicę. Przez tych dziesięć minut babcia wyliczała mi, co mam zrobić przez cały dzień, ułożyła mi już nawet grafik.
Bardzo szybko mi się to nie spodobało, więc poszłam do pokoju spakować swoje rzeczy.
Od tego hałasu mąż się obudził i zaczął pytać, co się stało. A babcia odpowiedziała, że jego żona jest tak samo leniwa jak jego rodzona matka.
Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego mama Andrzeja wyszła za mąż, wyjechała i nawet nie chciała babci odwiedzać, ani tym bardziej przebywać w jej mieszkaniu.
Pojechałam do swoich rodziców, a po drodze zadzwoniła do mnie mama Andrzeja. Powiedziała, że wszystko wie i że pakuje rzeczy, żeby przyjechać i porozmawiać z synem, by poszedł za żoną, a nie słuchał babci.
Ale cały problem w tym, że Andrzej sam tego nie chce. Mówi, że po co płacić ogromne pieniądze za wynajem, skoro mieszkanie babci i tak przypadnie nam. Prosi mnie, żebym była mądrzejsza i nie zwracała uwagi na jej docinki, bo babcia jest w takim wieku, że nic dziwnego, iż tak się zachowuje.
Andrzej mówi:
– Ty jej słuchaj, kiwaj głową, zgadzaj się, a rób swoje. Bez sensu wyrzucać wielkich pieniędzy na wynajem. I nie można babci samej zostawić, to byłoby zupełnie niewłaściwe, w jej wieku sobie nie poradzi, a płacić za wynajem i jeszcze opiekunkę to tylko wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Andrzej twierdzi, że nie mamy innych opcji – jego mama nie będzie zajmować się babcią, bo od dawna z teściową nie utrzymuje kontaktu, a babcia poza nim nie ma nikogo innego. Więc będziemy się nią opiekować i z nią mieszkać, a mieszkanie przypadnie nam. Andrzej jest przekonany, że to nie najgorsze rozwiązanie.
Ale jak ja mam postąpić? Jest mi z nią ciężko, wciąż mi we wszystkim dogryza. Czy mąż ma rację i trzeba tak żyć?
