Kogo przestałam wpuszczać do swojego życia i dlaczego dzięki temu jest mi lżej?
W pewnym momencie dorosłego życia zdałam sobie sprawę, że czasem warto „wykreślić” niektórych ludzi ze swojego otoczenia. Ich obecność bywała dla mnie źródłem stresu albo ciągnęła mnie w dół — zamiast budować zdrowe relacje, wprowadzała chaos. Zaczęłam więc systematycznie przyglądać się swojemu gronu znajomych.
Oto pięć kategorii osób, których zdecydowałam się unikać:
- Zazdrośni
Dopiero po fakcie zauważyłam, że kiedy tylko dzieliłam się czymś pozytywnym z pewną znajomą, w moim życiu zaczynały się dziwne nieprzyjemności. Może to zwykły zbieg okoliczności, ale były to sytuacje tak częste, że nie mogłam tego ignorować. Zrozumiałam, że ciągła „czarna” zazdrość z jej strony wywołuje niesmak i poczucie, że każde moje szczęście ją drażni. Żadna relacja nie jest warta tego, by czuć się winna za własne osiągnięcia. - Dwulicowi
Przez długi czas nie chciałam uwierzyć, że ludzie potrafią być mili w oczy, a za plecami obgadywać i oczerniać. Niestety, trafiały mi się właśnie takie dwulicowe osoby, które wywoływały u mnie emocjonalny rollercoaster. Dziś uważam, że jeśli ktoś regularnie mówi inne rzeczy publicznie, a inne w prywatnych rozmowach, trudno mu zaufać. Dużo spokojniej mi się żyje bez takiej „fałszywej” otoczki. - Wyrachowani
Z czasem zauważyłam, że pewna grupa znajomych utrzymywała kontakt głównie z powodu korzyści, które mogła ode mnie uzyskać. Kiedy nic nie było im potrzebne, nie mieli czasu nawet spytać, co u mnie. Poczułam, że w takich relacjach jestem traktowana jak wygodne „narzędzie”. Odcięcie się od nich pozwoliło mi zaoszczędzić i czas, i energię, i pieniądze. - Narzekający
Nie mam w zwyczaju żalić się na wszystko, wolę szukać rozwiązań problemów. A osoby, które utyskują na swoje życie przy każdej okazji, mocno obciążają otoczenie. Jedno jest zrozumiałe: każdy może mieć zły okres, w którym potrzebuje wsparcia. Ale ciągłe użalanie się nad sobą z byle powodu działa destrukcyjnie. Dziś staram się unikać tych, dla których narzekanie stało się nawykiem. - Natrętni
Pewna znajoma potrafiła wydzwaniać do mnie o świcie lub po północy, zarzucając pytaniami „Gdzie jesteś? Czemu nie odpisujesz?”, choć to były normalne godziny snu. Na dodatek wpadała do mnie bez zapowiedzi, oczekując długich rozmów, podczas gdy ja miałam mnóstwo spraw na głowie. Takie nagłe i nieustające wtargnięcia we własną prywatność wywoływały u mnie poczucie naruszenia granic.
Dopiero gdy przeanalizowałam, jak zachowują się te osoby i zdecydowałam się ograniczyć z nimi kontakt, odczułam ulgę. Zauważyłam także, że nie tylko zyskałam spokój i więcej czasu dla siebie, lecz również pojawiły się dodatkowe środki w portfelu. Odpływ toksycznych relacji otworzył mnie na zdrowsze znajomości i większą równowagę emocjonalną.
Dziś wiem, że lepiej mieć wokół siebie węższe grono prawdziwych przyjaciół, którzy nie zdradzą zaufania i nie obciążą nas dramatami bez końca, niż trwać przy ludziach, którzy czerpią z nas energię i zasoby, nie dając nic w zamian. W dorosłym życiu to klucz do szczęścia i spokoju.
