Podarowała przyjaciółce złoty łańcuszek na urodziny

Maria długo zastanawiała się, co podarować swojej przyjaciółce Zofii na urodziny. W końcu zdecydowała się na złoty łańcuszek – delikatny, subtelny, taki, który idealnie pasował do jej stylu. Kupiła go za całą swoją pensję, choć nie zarabiała wiele. Mimo to uznała, że przyjaźń jest warta każdego grosza.

Wieść o prezencie szybko rozeszła się po zakładzie pracy, w którym obie pracowały. Koleżanki nie kryły zdziwienia i nie omieszkały skomentować tej sytuacji.

– Naprawdę uważasz, że warto obdarowywać przyjaciółkę takim drogim prezentem? – zagadnęła jedna z nich przy wszystkich. – A co ona ci dała w zamian? To wygląda jak zwykła rozrzutność…

Maria spokojnie odpowiedziała:

– Pierogi mi dała.

– Pierogi?! – zdziwiły się koleżanki. – I za pierogi z ziemniakami dałaś jej złoty łańcuszek?

Wtedy Maria opowiedziała swoją historię.

– Byłam ciężko chora, leżałam w szpitalu i nie mogłam nic jeść. Byłam słaba, zmęczona i zrezygnowana. Zofia dzwoniła do mnie codziennie, pytając, co chciałabym zjeść. Wtedy, w przypływie nostalgii, wspomniałam o pierogach z ziemniakami – ot tak, bez zastanowienia. Było zimno, trzydzieści stopni mrozu, ale Zofia wsiadła w dwa tramwaje, przyjechała do mnie i przywiozła własnoręcznie ulepione, jeszcze ciepłe pierogi. I tak kilka razy. Siedziała przy mnie, rozmawiała, wspierała, kiedy czułam, że nie mam już sił.

Maria spojrzała na koleżanki i dodała:

– Wy tego nie rozumiecie. Gdybym miała cały majątek świata, oddałabym go za to, co Zofia dla mnie zrobiła. A ja mam tylko pensję. Dzięki niej. Bo gdyby nie te pierogi, pewnie zamiast wypłaty miałabym nagrobek na cmentarzu.

W hali zrobiło się cicho. Kobiety zastanowiły się nad słowami Marii. Każda w duchu pytała siebie: „Czy ja mam taką przyjaciółkę, która w trzydziestostopniowym mrozie przyniosłaby mi pierogi?”

Nie chodziło przecież o same pierogi. Ani o złoty łańcuszek. Chodziło o coś znacznie cenniejszego – prawdziwą przyjaźń. Bo w życiu najważniejsze jest to, żeby być dla kogoś ważnym. I nie żałować niczego – nawet jeśli chodzi o zwykłe pierogi.