Czy miłość wystarczy? Moja historia o pracy, obowiązkach i rozczarowaniu

Mam na imię Irena, mam 35 lat, jestem mężatką i mam pięcioletnią córkę. Z mężem poznaliśmy się jeszcze na studiach w Polsce. Zaczęliśmy się spotykać, a nasza miłość była naprawdę intensywna. On potrafił pięknie o mnie dbać – luksusowe bukiety, romantyczne kolacje w restauracjach, drobne, urocze prezenty. Wtedy myślałam, że trafiłam na mężczyznę idealnego – hojnego, zaradnego i gotowego zapewnić rodzinie dostatnie życie. Oboje snuliśmy wspólne plany na przyszłość.

Dopiero z czasem zrozumiałam, że wszystkie te gesty finansowali jego rodzice. On sam nie pracował i nawet nie szukał dodatkowego zajęcia. Po co się starać, skoro wystarczyło poprosić rodziców o pieniądze, a oni bez problemu dawali?

Po studiach wzięliśmy ślub. Ja od razu podjęłam pracę – pensja była niewielka, ale z perspektywą rozwoju. Mój mąż natomiast wciąż „szukał idealnej posady”. Zawsze coś mu nie pasowało – raz pensja, raz szef, innym razem współpracownicy, bo „za cicho siedzą i tylko pracują, bez rozmowy”.

Jego rodzice dalej wspierali go finansowo. Zdarzało się, że podejmował pracę, ale na kilka miesięcy, po czym odchodził, bo coś mu nie odpowiadało. Liczyłam, że narodziny córki coś zmienią, że poczuje odpowiedzialność. I faktycznie, zatrudnił się – jako ochroniarz na zmianę 24/72. Pracował dzień, odpoczywał trzy. Pensja była symboliczna, ale jemu to odpowiadało. Dni wolne spędzał na graniu w gry komputerowe.

Ja pracuję na pełen etat, a do tego dorabiam w domu. Bo przecież pieniądze zawsze się przydadzą. Wynajmujemy mieszkanie, o kredycie hipotecznym mąż nawet nie chce słyszeć. „Po co się wiązać na lata takim zobowiązaniem?” – powtarza.

Kiedy wspominam, że mógłby znaleźć dodatkową pracę w te trzy wolne dni, odpowiada, że jemu wystarcza to, co ma. A skoro ja mam dwie prace, to pewnie dlatego, że to lubię. Nie chce „marnować zdrowia, pracując dla obcych ludzi”.

Ale jeść lubi dobrze – najlepiej codziennie mięso. Bo przecież „jest mężczyzną i potrzebuje solidnych posiłków”.

Co powinnam zrobić? Jak zmotywować go do działania? Czy da się go w jakiś sposób zmusić do zmiany postawy? Czy może lepiej odejść i zacząć nowe życie?

Czuję się zagubiona. Może ktoś z Was miał podobną sytuację? Jak sobie poradziliście?