Między Matką a Żoną: Walka o Przynależność

Długo się z tym pogodziłam, długo starałam się przekonać siebie, że wszystko jest w porządku, ale teraz wystarczy oszukiwać siebie. Czas przyznać się przynajmniej sobie, że dla mężczyzny na pierwszym miejscu stoi jego mama, a potem dopiero my z synem. A przede wszystkim dla niego najważniejsze jest nie smucić mamusi.

Pierwszy raz z tym się zetknęłam jeszcze przed ślubem. Mój mąż już mi złożył oświadczyny, które przyjęłam, więc zaczęliśmy poznawać się z rodzicami. Zarówno moi, jak i jego mieszkali od nas daleko, nie można było tylko tak wpaść wieczorem, trzeba było jechać przez pięć godzin.

Teściowa przygotowała się na nasz przyjazd z pełnym przepychem. Żartuję, oczywiście. Ogólnie miałam wrażenie, że nie byliśmy wyczekiwani, zwłaszcza w porównaniu do tego, jak przywitali nas w domu moich rodziców. Oni przygotowali wszystko, wyjęli najlepsze nalewki, kupili mnóstwo mięsa, żeby rozpieszczać zięcia.

Teściowa nie zrobiła sobie takiego wysiłku. Były ziemniaki, były solone ogórki, były smażone serca z kurczaka. Spojrzałam na skromność stołu i wyciągnęłam męża do sklepu. Wnioskowałam, że teściowa po prostu nie ma pieniędzy, dlatego wystawiła to, co była w stanie.

Kupiliśmy wtedy kiełbasy, sery, owoce, cukierki i ciastko. Teściowa nie wyłożyła na stół nic z zakupionego, wszystko schowała do lodówki. Na stole pozostała tylko patelnia z ziemniakami, słoik z ogórkami i danie z sercami.

Ja w ogóle nie mogę jeść podrobów, mam odrazę do wątroby, języka i innych tego rodzaju rzeczy. Nie zamierzałam wyrażać swoich preferencji żywieniowych, po prostu nie jadłam tego, czego nie lubię.

“Spróbuj chociaż kilku kawałków, żeby mama się nie smuciła” – wyszeptał mi mąż znalazłszy odpowiedni moment. Wyjaśniłam mu, że w zasadzie nie przepadam za tym, ale on poprosił jeszcze raz, żeby nie smucić mamy. Musiałam się przełamać i zjeść kawałek demonstracyjnie przed teściową.

Potem ustalaliśmy datę ślubu i znów dostosowywaliśmy się do teściowej, bo miała wtedy urodziny, a ona nalegała, żeby najpierw je świętować, a dopiero potem nasze wesele. I znowu “nie smućmy mamy”.

Po raz pierwszy odważyłam się zasmucić teściową, gdy nalegała, żeby wnuka nazwać Borislavem, tak jak jej ojca. Nie podoba mi się to imię, nie mam z nim żadnych pozytywnych skojarzeń. Rodzice nazywali prawie każde prosiątko Borą, a ja mam tak nazwać syna? Przepraszam wszystkich nosicieli tego pięknego imienia, ale mam swoje własne skojarzenia z nim.

Mąż się oburzał, mówiąc, że jest ojcem i jego zdanie też powinno być brane pod uwagę. Było brane pod uwagę, ale dopóki teściowa nie wypowiedziała swojego ważnego słowa, mąż chciał nazwać syna Aleksiejem. Z tym imieniem byłam całkowicie zgodna. Ale nie z Borisem.

W rezultacie nazwaliśmy syna Aleksiejem, a teściowa demonstracyjnie nie witała mnie przez kolejne pół roku z okazji świąt, ani z okazji urodzin, ani nawet z okazji ósmego marca. A mąż zaraz po moim wyjściu ze szpitala pojechał do niej na weekend, bo mama się zmartwiła, trzeba ją wesprzeć. Żonę, która rodziła piętnaście godzin, nie trzeba wesprzeć.

Zamiast jechać na morze, jeździliśmy do jego mamy, bo inaczej by się zmartwiła. Na moje urodziny nie mogłam zaprosić swojej cioci, która się teściowej nie podobała, bo znowu by się zmartwiła. Święta mieliśmy spędzić u niej z oczywistych powodów.

Kiedy ja i syn zachorowaliśmy i leżeliśmy w szpitalu, mąż był na urlopie, ale nie biegał z paczkami, żeby nas odwiedzać, tylko pojechał do mamy, bo ona już była nastawiona na jego przyjazd, a mąż nie chciał smucić mamy.

Patrzę na nasze relacje i nie rozumiem, jak w ogóle doszło do tego, że wyszłam za mąż za tego mężczyznę. Jak jego mama pozwoliła mu odejść tak daleko i nie umarła z tęsknoty. Po co w ogóle jeszcze żyję z mężem, który interesuje się tylko swoją mamą, a głównym celem jego życia jest nie smucić mamusi.

Nie, oczywiście, to dobrze, że jest tak oddanym synem, trzeba szanować rodziców. Ale on stawia swoją mamę znacznie wyżej ode mnie i naszego syna. Nas można smucić, można nie dotrzymywać obietnic, ale smucić mamę – to jest zakazane.

Wydaje mi się, że ja i syn jesteśmy przykrym przeszkodą między kochającym synem a jego ukochaną mamą. Trzeba odejść na bok i przestać im przeszkadzać. Jakie ma on priorytety, to już zrozumiałam.