Wczoraj byliśmy z mężem w gościach u jego kolegi. Wyszłam stamtąd z płaczem. Nie tylko nas obrażono w cudzym domu, to było coś więcej – i to nie byle kto, ale sam gospodarz, którego przyszliśmy uczcić z okazji jubileuszu
Już na wstępie powiem, że Jarosław nie jest zamożnym człowiekiem, a nawet nie ma przeciętnego standardu życia. W jego mieszkaniu remontu nie było od trzydziestu lat, klamki są czarne i lepkie, aż nieprzyjemnie ich dotknąć. Mieszka z matką.
Nigdy wcześniej nie byłam u nich w domu i znałam go jedynie jako kompetentnego współpracownika mojego męża. Aleksander bardzo go szanował. Jarosław był uczciwy, dokładny i zawsze wykonywał swoją pracę na czas. Aleksander potrafił godzinami omawiać z nim nowe projekty, i to nie były czcze rozmowy – razem tworzyli naprawdę unikalne rzeczy.
Dlatego, gdy dostaliśmy zaproszenie na jubileusz, zgodziliśmy się z wielką radością. Prezent wybierałam ja. W jednym z centrów handlowych kupiłam dość drogi golarkę od jednego z wiodących producentów sprzętu AGD. Nawiasem mówiąc, nawet mój mąż takiej nie miał.
Wchodzimy do mieszkania – pełno gości. Wszyscy siedzą przy suto zastawionym stole. Potrawy jak z mojego dzieciństwa, nawet zapach ten sam – najwyraźniej matka Jarosława wszystko przygotowała sama. Złożyliśmy jubilatowi życzenia, wręczyliśmy prezent i usiedliśmy przy stole, gdzie nas serdecznie zapraszano.
Jarosław wszedł do pokoju i na oczach wszystkich zaczął rozpakowywać prezent. Gdy zobaczył, co dostał, zareagował w sposób, którego zupełnie się nie spodziewałam:
— Golarka? No tak, a z czym innym można przyjść do kawalera, prawda? Kto wybierał prezent? Od razu widać, że żona. No tak, rzecz droga i praktyczna – pani zapewne na to liczyła, tak?
Już wtedy nie wiedziałam, czy się uśmiechać, czy czuć się urażona. Nie chwali, ale też nie krytykuje. A potem było tylko gorzej:
— Ja, jak coś kupuję, to najpierw czytam recenzje w Internecie, sprawdzam historię firmy, dowiaduję się, czy da się dokupić części zamienne. A wy to zrobiliście, czy po prostu wzięliście to, co pierwsze rzuciło się w oczy i miało więcej zer na cenie?
Mój mąż spojrzał na niego zdziwiony i zapytał, co go właściwie naszło. Żartem, ale jednak poważnie dodał, że może mu teraz wręczyć tysiąc złotych, a sam zabierze tę golarkę – od dawna o takiej marzył, ale nie mógł się zdecydować na tak drogi zakup.
W tym czasie goście już wszyscy siedzieli na telefonach i czytali recenzje w Internecie. Wyobraźcie sobie to! Rozgorzała gorąca dyskusja na temat tej przeklętej golarki. A gospodarz chodził w tę i z powrotem po pokoju i głośno czytał instrukcję obsługi.
Jakiś teatr absurdu. Spojrzeliśmy z mężem na siebie i zrozumieliśmy się bez słów. Wstaliśmy od stołu i nie słuchając nikogo, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Płakałam już na ulicy, gdy wyszliśmy z tego domu. To było tak nieprzyjemne, jak tylko może być.
Następnego dnia Jarosław zaczął domagać się od mojego męża paragonu, bo bez niego komplet dokumentów do golarki nie był pełny. Aleksander zapytał, czy chce ją zwrócić, na co usłyszał przeczącą odpowiedź:
— Nie, będę używać. Oczywiście, to zupełnie nie taki model, jaki bym sobie wybrał, nie zawsze cena i bajery świadczą o jakości, ale cóż, przynieśli, to przynieśli.
Nic już z tego nie rozumiem. Ale na następne święta będę wszystkim kupować karty podarunkowe. Niech sami decydują, co dla nich jest dobrą rzeczą.
