Pracuję na dwa etaty, a mój mąż nie może oderwać się od kanapy

Życie nie zawsze układa się tak, jakbyśmy tego chcieli. Wyszłam za mąż mając 39 lat, gdyż uznałam, że czas najwyższy ułożyć sobie życie prywatne. Przedtem całkowicie poświęciłam się karierze, podczas gdy moje koleżanki zakładały rodziny, a niektóre zdążyły już nawet się rozwieść i ponownie wyjść za mąż. Myślałam, że mój wybranek, Piotr, jest inny niż wszyscy, których dotychczas spotykałam.

Mieszkamy razem już trzy lata – niestety nie tak, jak sobie wymarzyłam. Zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu w Krakowie, na które sama uczciwie zapracowałam, ponieważ Piotr, choć miał już wtedy 42 lata, mieszkał wciąż z matką i siostrą, która wychowuje bliźniaki. Od początku wiedziałam, że to ja będę głównym żywicielem rodziny, ale liczyłam, że mój mąż choć trochę mi pomoże.

Niestety, szybko okazało się, że cała odpowiedzialność finansowa spoczywa na moich barkach. Rachunki, jedzenie, bieżące wydatki – wszystko pokrywam ja, bo Piotr najpierw obiecywał, że na koniec miesiąca dostanie wypłatę, a potem poinformował mnie, że został zwolniony. Od tamtej pory minęło już niemal trzy lata, a on nadal siedzi w domu, przed telewizorem lub u swojej matki. Praca? Piotr jej nie szuka, a jedynym jego zajęciem jest krytykowanie mnie, gdy wieczorami piszę na komputerze, próbując zarobić dodatkowe pieniądze.

Ostatnio sytuacja zrobiła się naprawdę napięta. Piotr zaczął mieć pretensje, że dźwięk klawiatury przeszkadza mu spać. Co więcej, tydzień temu doszło nawet do tego, że podniósł na mnie rękę, ponieważ nie zdążyłam na czas przygotować kolacji.

Nie wiem już, jak długo wytrzymam ten stan rzeczy. Pracuję za dwoje, czuję się wykończona fizycznie i psychicznie, a jedyne, co otrzymuję w zamian, to nieustanne pretensje i brak szacunku ze strony męża.

Czy warto dalej trwać w takim związku? Czy może powinnam wreszcie zadbać o siebie i zacząć nowe życie, w którym nie będę musiała sama dźwigać całego ciężaru?