— Kasia, wyjaśnij mi, po co mi żona, która nie chce dla mnie gotować? — zapytał mój mąż

Za mąż wyszłam, mając nieco ponad dwadzieścia lat. Nie z powodu ciąży, lecz z wielkiej miłości. Przed ślubem spotykaliśmy się około roku, a potem Marcin mi się oświadczył. Oczywiście, zgodziłam się.

Poznaliśmy się w pracy: ja byłam kasjerką w supermarkecie, a Marcin pracował tam jako menedżer. Był zawsze uprzejmy, troskliwy, obdarowywał mnie kwiatami i prezentami. Ustaliliśmy, że wydatki domowe będziemy dzielić po równo: opłaty za mieszkanie, jedzenie, paliwo. Wkrótce zaczęliśmy odkładać nawet pieniądze na wspólny urlop.

Wszystko układało się idealnie, dopóki Marcin nie zmienił pracy. Jego nowa pensja stała się dwu-, a nawet trzykrotnie wyższa od mojej. Zaczął wypominać mi, że zarabiam zbyt mało, choć sam nie zamierzał zwiększać swojego wkładu w domowy budżet. Namawiał mnie, abym znalazła lepiej płatną pracę.

Zaproponowałam mu, by płacił więcej za produkty, bo po pierwsze, jadł pięć razy więcej niż ja, a po drugie, wraz ze wzrostem jego dochodów zaczęliśmy kupować droższe produkty. Ja jem niewiele: maksymalnie dwa kawałki pizzy, podczas gdy Marcin potrafi zjeść całą pizzę i jeszcze deser.

Pewnego razu poszliśmy na zakupy, biorąc osobne koszyki. Marcin kupił dużo mięsa, ryb, kawior i wino, a ja – kaszę, makaron, pierś z kurczaka i trochę warzyw. Przy kasie każde z nas zapłaciło za siebie.

W domu przygotowałam sobie obiad, zjadłam i położyłam się na kanapie. Marcin, zdezorientowany, zapytał, kiedy będzie kolacja.

— Już zjadłam, kochanie! — odpowiedziałam.

— A co ja mam jeść? — zdziwił się.

— Nie zamierzam płacić ani gotować czegoś, czego nie jem. To teraz twój problem!

Zirytowany Marcin poszedł sobie przygotować twardą wołowinę i dziwną sałatkę z kapusty i pomidorów. Wyglądało to tak, jakby próbował mi coś udowodnić, ale rezultat był raczej smutny.

Po tygodniu Marcin, zmęczony i głodny, rozpoczął rozmowę:

— Kasia, po co mi żona, która nie gotuje?

— Bo mnie nie szanujesz — odpowiedziałam.

— Jak to cię nie szanuję?

— Gdybyś mnie szanował, zgodziłbyś się zwiększyć swój udział w budżecie. Dzielimy wydatki na pół, ale wychodzi na to, że ja cię karmię za własne pieniądze. Doskonale wiesz, jak różnią się nasze wydatki na jedzenie, ale tobie to pasuje. Więc od teraz każdy gotuje sobie sam. Opłaty za mieszkanie płacę, a jedzenie każdy kupuje sobie sam.

Marcin był w szoku, a ja pomyślałam: a po co mi właściwie taki mąż?