Już przygotowywaliśmy się do ślubu, ale moja mama powiedziała: – Córko, ale on jest z wielodzietnej rodziny! Do niego mieszkać nie pójdziesz. A do mojego mieszkania zięcia nie wpuszczę – dla mnie to obca osoba. Niech idzie do pracy, choćby nocami, wynajmie sobie jakiś kąt, wtedy będziecie mieć prawdziwą, samodzielną rodzinę. Źle zaczynasz, córko! Ja wyszłam za twojego ojca, kiedy miał już mieszkanie i mnie do niego zaprosił. Tak porzuciłam swojego narzeczonego. A później dowiedziałam się, że został odnoszącym sukcesy biznesmenem.
Mieszkam w dużym mieście, w dobrej dzielnicy. Mam dwupokojowe mieszkanie, w którym tylko ja mogę być gospodynią i nikt inny. Męża do niego na pewno nie przyprowadzę – mam już smutne doświadczenie, i to nie jedno. Ale od razu powiem – nie kupiłam tego mieszkania sama, dostałam je w spadku po rodzicach, których już nie ma.
Mam 35 lat, nigdy nie byłam zamężna, nie mam dzieci. Mam dobrą pracę i przyjaciółki, z którymi chodzimy na różne wydarzenia. Tak, mam przyzwoity dochód, w domu niczego mi nie brakuje, gotuję smacznie, chcę wyjść za mąż, ale nie zamierzam wychodzić za pierwszego lepszego.
Mój pierwszy romantyczny związek miał miejsce, gdy miałam 23 lata, jeszcze wtedy żyła moja mama, ojca już wtedy nie było. Byliśmy studentami, nawet planowaliśmy ślub, ale mama powiedziała:
– Córko, ale on jest z wielodzietnej rodziny! Do niego mieszkać nie pójdziesz, bo was, studentów, nie stać na wynajem. A do mojego mieszkania zięcia nie wpuszczę – dla mnie to obca osoba. Niech idzie do pracy, choćby nocami, wynajmie sobie jakiś kąt, wtedy będziecie mieć prawdziwą, samodzielną rodzinę. Źle zaczynasz, córko! Ja wyszłam za twojego ojca, kiedy miał już mieszkanie i mnie do niego zaprosił.
Powiedziałam to narzeczonemu. On zaczął narzekać, że i tak jest obciążony nauką, a nieprzespane noce nie są dla niego. Tak mnie wtedy zdenerwował! Od razu po tej rozmowie się rozstaliśmy.
Potem widziałam go w mediach społecznościowych, pisaliśmy do siebie. Mówi, że został biznesmenem, wybudował dom, ma żonę i dwoje dzieci. Na miejscu jego żony mogłam być ja, ale ile bym musiała czekać? Jeśli jest biznesmenem, to znaczy, że pracuje bez wytchnienia – czy naprawdę nie mógł tego zrobić dla mnie?
Drugi poważny związek zaczęłam w wieku 31 lat, kiedy już mieszkałam sama – mamy już wtedy nie było. Był starszy ode mnie o 8 lat, rozwodnik, swoje mieszkanie zostawił żonie i synowi, a sam mieszkał u kolegi, potem wynajmował pokój w akademiku. Pozwalałam mu przychodzić do mnie na spotkania i randki. Czasem zostawał na noc, ale nie podobało mi się to – oświadczyn jeszcze nie było, a już wyglądało to jak codzienność.
W końcu zaczął mówić o ślubie. Ale brzmiało to bardzo dziwnie!
– Kochanie, pobierzmy się! Oczywiście, nie będę się u ciebie meldował, ale ponieważ nie mam mieszkania, będziemy mieszkać w twoim. Będę dobrym mężem, będziemy mieć dzieci, podróżować, wszystko będzie super!
Byłam kompletnie zaskoczona! Jak to – mieszkać u mnie? Czyli ja sprowadzam do swojego mieszkania mężczyznę, który nie ma własnego dachu nad głową, a potem on będzie mi mówił, co i jak mam w nim zmieniać? A może chociaż weźmie kredyt, żeby mnie do siebie zabrać? Ale on nawet nie chciał o tym słyszeć – mówił, że nie ma pieniędzy, bo płaci alimenty na syna.
Po tej rozmowie powiedziałam mu, żeby więcej do mnie nie przychodził.
No a trzeci przypadek też skończył się smutno, tym razem dzięki moim przyjaciółkom. Poznały mnie z pewnym mężczyzną, mówiąc, że to bardzo dobry człowiek, nieżonaty, bez alimentów i – co najważniejsze – ma własne mieszkanie. Do siebie go nie zapraszałam. Poszliśmy kilka razy na randkę – do kina i na rejs statkiem po rzece.
Potem zaprosił mnie do siebie. Okazało się, że to była malutka kawalerka w stylu typowego singla, w biednej dzielnicy. Kompletnie mi się tam nie podobało! I to wszystko, co osiągnął do 37. roku życia? Nasza relacja już się rozwinęła, ale zrozumiałam, że czas ją zakończyć. Do siebie go na pewno nie wpuszczę, a do niego nie pójdę. Gdyby miał mieszkanie na równym poziomie co moje – to co innego.
Rozstaliśmy się bez wyjaśnienia przyczyn. Przyjaciółki mówiły jednogłośnie:
– No i czego ty chcesz? Czekasz na księcia? Masz 35 lat i nadal nie masz rodziny. Czemu tak kurczowo trzymasz się tego mieszkania? Przecież nikt ci go nie zabierze, jesteś gospodynią, w każdej chwili możesz poprosić męża, żeby odszedł, jeśli trafi się nieodpowiedni! A kto się tobą zajmie na starość?
Ale ja uważam, że zupełnie się mylą. Każdy normalny mężczyzna po trzydziestce powinien mieć swoje mieszkanie – to oznaka jego statusu. Mój dom to mój azyl. Nie mogę pozwolić, by ktoś niszczył to, co budowałam przez lata. To moja twierdza, do której mogę wrócić w każdej chwili! Nadal mam nadzieję, że spotkam w swoim życiu – może nie księcia – ale mężczyznę równego mi statusem. Może się taki znajdzie, miasto nie jest małe. Jestem jeszcze młoda, będę czekać na swoje szczęście. Czyż nie mam racji?