– Anna, znowu to samo? – Andrzej wrócił z pracy i zobaczywszy gości w domu, tym razem już się nie powstrzymał. – Andrzej, no co ty? Przecież to Maria, znasz ją, tylko pijemy kawę, – próbowała złagodzić sytuację żona. Przyjaciółka, widząc, że szykuje się burza między małżonkami, szybko zebrała swoje rzeczy i wyszła. – Jestem głodny, co mamy dziś na kolację? – zapytał Andrzej. – Nic gotowego nie ma, ale możesz sobie szybko ugotować makaron, – odpowiedziała Anna bez cienia wyrzutów sumienia

– Anna, ty nigdzie nie pracujesz, całymi dniami siedzisz w domu, a ja po pracy jeszcze muszę gotować sobie makaron? Nie wydaje ci się, że to przesada? – mąż ledwo powstrzymywał emocje.

– Siedzę w domu? A ty wiesz, ile pracy ma gospodyni domowa? – oburzyła się Anna. – Dziecko do szkoły zaprowadź, ze szkoły odbierz, zakupy zrób, obiad ugotuj, wypierz, wyprasuj, poskładaj…

Andrzej nie odpowiedział nic. Stał przy kuchence, zmęczony po pracy, i mimo wszystko musiał gotować sobie makaron. W mieszkaniu panował taki bałagan, że „można było nogę złamać”, a czystych koszul już nie miał, bo przez cały tydzień jego żona nie znalazła czasu, by włączyć pralkę.

Okazywało się, że z całej listy obowiązków, które wymieniła Anna, jedynym, co faktycznie robiła, było odprowadzanie i odbieranie syna ze szkoły.

Anna nie pracowała, po urlopie macierzyńskim nie wróciła do pracy – straciła swoje stanowisko, a nowego nawet nie szukała, bo nie zamierzała. Za to, gdy męża nie było w domu, chętnie spędzała czas z bezrobotnymi koleżankami, piła kawę, czasem coś mocniejszego, i rozmawiała o wszystkim i o niczym.

Przez ostatni tydzień Andrzej codziennie widział u nich gości i miał tego dosyć. Zamiast uprać mu ubrania czy odkurzyć mieszkanie, Anna spędzała czas na rozmowach z koleżankami.

I teraz, zamiast przyznać się do winy i pomilczeć, Anna uznała, że najlepszą obroną jest atak.

– A co, nie możesz sam włączyć pralki albo podłączyć odkurzacza do gniazdka? – rzuciła oskarżycielsko.

– W zasadzie mogę. Chyba tak właśnie zrobię…

Andrzej nałożył sobie makaron na talerz i poprosił żonę, by usiadła obok niego.

– Anna, jesteśmy razem 10 lat. Ale czuję, że to koniec. Nie kocham cię już, ty mnie zresztą też nie, a życie razem tylko dla dobra dziecka nie jest rozwiązaniem. Składam pozew o rozwód. Będę się troszczył o syna, więc nie musisz się tym martwić.

– Andrzej, co ty wygadujesz? Przecież nic się nie stało, wszystko się ułoży, każda rodzina przechodzi kryzysy… – Anna próbowała jeszcze jakoś ratować sytuację, ale nagle poczuła strach, bo zrozumiała, że mąż mówi poważnie.

Andrzej faktycznie rozwiódł się z Anną, bo nie widział dla nich wspólnej przyszłości. Anna z synem przeprowadziła się do swoich rodziców, bo mieszkanie, w którym mieszkali, należało do Andrzeja – odziedziczył je po babci.

Kobieta była przekonana, że mąż podjął taką radykalną decyzję nie przez nieuprane koszule, ale dlatego, że ma inną kobietę i ją zdradzał.

W rzeczywistości Andrzej nie miał nikogo. Nawet po rozwodzie przez dłuższy czas pozostawał sam.

Ale jego znajomi, gdy tylko dowiedzieli się o zmianie statusu, zaczęli mu przedstawiać różne kandydatki. Były brunetki, blondynki, szczupłe i te mniej, ale żadna nie poruszyła jego serca.

Cały tydzień spędzał w pracy, a weekendy z synem, który wciąż skarżył się ojcu, jak bardzo za nim tęskni.

Andrzej już niemal pogodził się z myślą, że resztę życia spędzi sam, aż nagle w jego życiu pojawiła się Olga.

Poznali się na imprezie firmowej. Olga od razu zwróciła uwagę wszystkich swoją urodą i pewnością siebie.

Przy bliższym poznaniu Andrzej zauważył, że dziewczyna nie tylko jest piękna, ale i inteligentna. Zaczęli się spotykać, a wkrótce wzięli ślub.

Olga okazała się też doskonałą gospodynią – mimo że również pracowała, w domu zawsze panował porządek i czystość. Wydawało się, że potrafi wszystko.

Olga była młodsza od Andrzeja o 7 lat i bardzo chciała dzieci, ale właśnie w tej kwestii pojawiły się problemy. Przez rok czekała, ale potem zwróciła się do lekarzy. Została dokładnie przebadana, a wyniki były dobre – lekarze zasugerowali, że Andrzej też powinien się zbadać.

Mężczyzna długo się opierał, argumentując, że wszystko z nim w porządku, w końcu ma syna z pierwszego małżeństwa. Ale w końcu, dla spokoju Olgi, zgodził się na badania.

Wyniki otrzymał osobiście. Nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał. Lekarze stwierdzili, że nie może mieć dzieci.

– To jakaś pomyłka. Przecież mam syna z pierwszego małżeństwa, – próbował tłumaczyć lekarzowi. – Jak to w ogóle możliwe?

– To pytanie powinieneś zadać swojej byłej żonie, – odpowiedział lekarz.

Tego samego dnia Andrzej pojechał do Anny. Syn był w szkole, a Anna jak zwykle siedziała w kuchni z koleżankami.

– Musimy porozmawiać, – powiedział poważnym tonem.

– Co, znowu będziesz mnie pouczał, że nic nie robię i tylko piję kawę? – Anna jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak poważna będzie ta rozmowa.

– Wiem, że Artur nie jest moim synem, – powiedział Andrzej z bólem w głosie.

– Co ty wygadujesz? Jak możesz tak mówić? Co, znalazłeś sposób, żeby nie płacić alimentów? – zaatakowała go była żona.

Andrzej bez słowa wyjął wyniki badań i podał jej dokumenty.

Anna nie miała innego wyjścia, jak tylko przyznać się do prawdy. Okazało się, że wychodząc za mąż, już wiedziała, że jest w ciąży… z innym mężczyzną.

To był przypadkowy związek, a chłopak od razu uciekł. Wtedy trafił się zakochany Andrzej, który pospieszył z oświadczynami dla pięknej Anny. Więc ona po prostu skorzystała z okazji.

Urodził się Artur, do tego bardzo podobny do Andrzeja – miał ciemne włosy i zielone oczy, więc Anna była pewna, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. Teraz jednak zrozumiała, że jej babcia miała rację, kiedy powtarzała: „Prawda zawsze wyjdzie na jaw, choćbyś ją jak najlepiej ukrywał.”

– Wybacz mi, proszę cię. I nie odrzucaj syna, on jest twój, bo jego biologiczny ojciec nigdy nawet o nim nie wspomni, – błagała Anna.

– Muszę to przemyśleć, – powiedział Andrzej i wyszedł.

Wieczorem odbyła się poważna rozmowa z Olgą. Powiedział jej wszystko, jak było, bez upiększania, i zapytał, co ona o tym myśli.

– Tu nie ma nad czym myśleć. To jest twój syn, widziałam, jak patrzy na ciebie z podziwem i jak bardzo chce być do ciebie podobny. Ojcem nie jest ten, kto spłodził, ale ten, kto wychował. Dziecko nie jest niczemu winne, – dała mu mądrą radę Olga.

W następny weekend Andrzej i Olga kupili mnóstwo prezentów i razem pojechali do Artura. Chłopiec był przeszczęśliwy, bo przyjechał do niego tata.