Córka niemal rodziła w domu, kończąc gotować obiad dla swojego nieudolnego męża

Gdyby nie mój szybki dojazd, jestem przekonana, że moja córka urodziłaby w domu. Zamiast udać się do szpitala położniczego, stała przy kuchence, kończąc przygotowywać zupkę dla swojego męża – absolutnie nieogarniętego Pawła.

Na dodatek, w drodze do szpitala, między kolejnymi skurczami, codziennie błagała mnie, żebym odwiedzała mojego zięcia i pomagała mu w domu. Gdyby on upadł na duchu, moja córka nie zapłakałaby ani jednego dnia!

Muszę przyznać, że jej małżeństwo zapowiadało się źle już od samego początku. Można by rzec, że nie wyszła za mąż, lecz wpadła w tarapaty jak w stare, zestarzałe ciasto. Nie sposób bowiem wypowiedzieć się o jej związku z Pawłem – mężem, który zachowuje się jak pięciolatek, manipulując i wzbudzając litość, sprawiając, że wszyscy wokół kręcą się wokół niego. I właśnie tak córka go postrzega.

„Mamo, on miał takie ciężkie dzieciństwo! Jego mama była pijaną, a ojca w ogóle nie znał – opowiada to z taką głębią bólu, że aż serce mi się ściska,” wykrzykiwała córka, opowiadając o swoim Pawle, który w domu zyskał już przezwisko „Pawełek”.

Pawełek często wracał do bolesnych wspomnień, szczególnie wtedy, gdy nie chciał czegoś zrobić lub gdy coś mu było potrzebne. To doświadczony manipulator – wystarczy, że poprosi córkę o umycie naczyń, a on natychmiast zaczyna snuć łzawą opowieść ze swojego dzieciństwa. I już, ze łzami w oczach, córka biegnie umyć naczynia, jednocześnie starając się jeszcze bardziej zadowolić tego „małego dziecka” dorosłego.

Mówi, że nie narzeka – jedynie opowiada o swoim życiu. „Jestem jego żoną, najbliższą osobą, której może otworzyć duszę,” tłumaczy z ulgą.

Nawet gotowanie dla samego siebie sprawiało mu trudność. Miał kiedyś smutną historię o tym, jak jako mały chłopiec był tak głodny, że chciał usmażyć ziemniaki, ale prawie się poparzył gorącym olejem. Potem dodawał, że jego żona gotuje tak pysznie – bo wcześniej nikt dla niego nie gotował – i mrugał zawstydzonymi oczkami.

Od tamtej pory córka trzymała go z dala od kuchni – wszystko robi sama.

Gdyby posłuchać Pawła, to w jego opowieściach nawet Oliwier Twist jawiłby się najszczęśliwszym chłopcem na świecie. Nie wykluczam, że jego dzieciństwo nie było łatwe, ale mam wrażenie, że prawdziwy ciężar tamtych lat to zaledwie dwudziestoprocentowa część całej historii, a reszta to artystyczna wyobraźnia, którą sobie przypisał.

Pewnego dnia Paweł wyznał: „Nie wiem, jak mam się zachowywać. Nikt nigdy o mnie nie dbał tak, jak ja o siebie dbam.” Taka wypowiedź nie mogła mnie rozweselić, zwłaszcza że on zarabia ledwie garść groszy, a ich mieszkanie wygląda jakby potrzebowało przynajmniej kosmetycznego remontu – tapety są już żółte od dymu papierosowego, a tynk na suficie ciągle odpada. Mimo to, mój zię nie szuka nowej pracy ani choćby dorywczego zajęcia, podczas gdy moja córka zarabia więcej.

W domu nie robi absolutnie nic. Przekonał swoją żonę, że to ona jest jedyną, która gotuje, pierze i sprząta, a on tylko siedzi, opowiadając kolejne łzawą historie, udając wielkiego męczennika.

Dla niego wygoda jest najważniejsza – siądź sobie wygodnie, kochana, i patrz, jak wszystko układa się w „jasnej przyszłości”. Ona pracuje, gotuje, sprząta, a on jedynie cieszy się, że ktoś o niego dba. Miałam nadzieję, że kiedy spadną jej różowe okulary, spojrzy na swoje skarby inaczej, ale nie minęło dużo czasu, a ona zaszła w ciążę. I przez całą ciążę to nie Paweł dbał o nią, lecz ona o niego.

Niedawno prawie spóźniliśmy się do szpitala – córka zadzwoniła do mnie, mówiąc, że zaczęło, a jednocześnie stała przy kuchence, kończąc doprawiać zupkę, żeby Pawełek nie zmarł z głodu, gdy sama będzie w szpitalu. Dopiero na ostatnią chwilę udało nam się dotrzeć do sali porodowej.

Całą drogą córka błagała mnie, żebym odwiedzała zięcia i pomagała mu w domu, bo podobno miał taki stres, że mógłby się całkowicie załamać. Ona miała skurcze, a myślami krążyła tylko troska o stres Pawła! Chciałabym ją uderzyć po policzku, żeby choć na chwilę zapomniała o swoim mężu.

Ja sama unikałam wychodzenia – zięcia widzieć zbyt często mi nie wchodziło w gust. Poza tym, przy pełnym lodówce, Paweł zawsze jest przekonany o swojej sile. Natomiast córka niemal wybiegła ze szpitala, bo martwiła się, jakby Pawełek bez niej nie wytrzymał.

Teraz mój zię ma nowe hobby – opowiada swojej żonie, że nie wie, jak być ojcem, bo nigdy nie miał dobrego wzoru. Boi się, że nie poradzi sobie z wychowaniem dziecka, co według mnie jest tylko idealną wymówką, by uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności. „Nie mogę, nie wiem, nie umiem, mnie nie nauczono” – to jego dewiza.

Ostatnio moja córka zapytała, czy mogłabym spędzić dzień z jej trzymiesięcznym dzieckiem. Przestraszyłam się, że coś mogło się z nią stać, ale okazało się, że Paweł zaczął narzekać, iż jego żona już nie poświęca mu tyle uwagi, co dawniej. „Przecież on zawsze był nikomu niepotrzebny – teraz pewnie bardzo na to zareaguje. Cały dzień spędzam z dzieckiem i ledwo mam siły na męża,” tłumaczyła.

Odmówiłam – nie dlatego, że nie chciałabym pomóc, ale uważam, że trzy miesiące to za wcześnie, aby pozostawiać maluszka bez matki, chyba że jest absolutnie konieczne. A te „dusznicze rozterki” Pawła zdecydowanie nie należą do pilnych spraw.

Wściekła córka zarzuciła mi wtedy: „Po prostu nienawidzisz mojego męża, dlatego nie chcesz pomagać!” Za co miałabym kochać takiego zięcia? Jeśli masz problemy, chodź do specjalisty, zamiast zakładać rodzinę.

Z każdym dniem nadzieja, że moja córka kiedyś otworzy oczy i dostrzeże prawdę, słabnie – choć gdzieś we mnie nadal tli się iskierka wiary.