Ponieważ teściowa mieszka niedaleko nas i od jakiegoś czasu jest już na emeryturze, ma sporo wolnego czasu. Pozwala więc sobie przyjeżdżać do nas, kiedy tylko ma na to ochotę – wcześnie rano albo późnym wieczorem. Pani Maria nie akceptuje absolutnie niczego – nie podoba jej się, jak umyte są naczynia, jak poskładane jest pranie, jak gotuję. Bez skrępowania zagląda nam do lodówki i do garnków. Mamy dwójkę dzieci i staram się gotować codziennie, żeby było świeżo. A ona opowiada rodzinie, że w lodówce pustki, a ja kompletnie nie potrafię gotować. Takie wizyty psują mi humor na cały dzień
Wyszłam za mąż za Andrzeja, gdy miałam ledwie osiemnaście lat. Andrzej był ode mnie starszy o pięć lat. Moja mama nie miała nic przeciwko temu małżeństwu – pobłogosławiła nas, zostawiła nam swoje dwupokojowe mieszkanie i wyjechała na wieś. Odwiedza nas rzadko, ale regularnie przysyła domowe produkty – ser, jajka, mleko, warzywa i owoce.
Nieco inaczej wygląda to w przypadku pani Marii, mojej teściowej. Od samego początku była przeciwna naszemu związkowi. Andrzej nie posłuchał jej sprzeciwu, więc udawała, że się pogodziła z sytuacją, ale od tamtej pory systematycznie uprzykrza nam życie. Jako że mieszka blisko i nie pracuje, pozwala sobie wpadać do nas bez zapowiedzi. I robi to bardzo często – raz bladym świtem, innym razem późnym wieczorem. Te wizyty bardzo mnie stresują i psują nastrój.
Przychodzi niby w jakiejś sprawie, a potem zaczyna się kontrola – sprawdza, jak posprzątane, co ugotowane, jak wyglądają szafki i lodówka. Wszystko jej nie pasuje. A przecież staram się jak mogę – mamy dzieci, codziennie gotuję. Ale teściowa i tak chodzi po rodzinie i opowiada, że nic nie ma w lodówce, że nie potrafię prowadzić domu. Jak można być tak okrutnym?
Ciągle się wtrąca, krytykuje, oczekuje, że będziemy jej słuchać, jakbyśmy byli dziećmi. A przecież jesteśmy razem już od dziesięciu lat! Nie możemy kupić niczego większego bez jej zgody. Ja się na to nie godzę, ale Andrzej uważa, że matki trzeba słuchać.
Pani Maria często prosi mojego męża, żeby robił dla niej zakupy za swoje pieniądze i przyjeżdżał zawsze, kiedy go wezwie – nawet w nocy. A przecież sami ledwie wiążemy koniec z końcem.
Ostatnio teściowa obchodziła urodziny. Mój mąż pojechał z prezentem, a ja zostałam w domu z córkami – nie mogłam pojechać z nim. Wrócił dopiero rano, wypoczęty, z błyszczącymi oczami. Ale nic mi nie powiedział, tylko rzucił, że wszystko w porządku i pojechał do pracy.
Później dowiedziałam się, że jego mama zaprosiła na to przyjęcie również dziewczynę, którą od lat chciałaby widzieć jako swoją synową. Zostawiła ją nawet u siebie na noc. Andrzej kiedyś się z nią spotykał, jeszcze jako młody chłopak. A teraz ludzie mówią, że ta kobieta ma dziecko bardzo podobne do mojego męża z dzieciństwa. Czy to możliwe, że to jego nieślubny syn? Ta myśl nie daje mi spokoju.
Nie wiem, co robić. Mówić mężowi czy nie? Czasowo wszystko by się zgadzało. Boję się, że teściowa zniszczy naszą rodzinę – a może już to zrobiła? Jeżeli to naprawdę syn mojego męża i zostanie zrobiony test DNA – co wtedy? Przecież Andrzej zawsze marzył o chłopcu, a mamy dwie dziewczynki.
Ludzie mówią, że ta kobieta często bywa u teściowej razem z dzieckiem. A przecież mój mąż też tam jeździ – pewnie o tych wizytach mi nie mówi. Staram się jednak nie myśleć o najgorszym. W domu zachowuje się jak zawsze – jest czuły, troskliwy, kocha nasze dzieci.
Nie potrafię rozmawiać z teściową. Wiem, że to druga matka – urodziła i wychowała mojego męża – ale nie rozumiem jej postępowania. Wciąż przychodzi bez zapowiedzi i zachowuje się, jakby nic się nie działo. A ja nie wiem, co robić – milczeć, czy w końcu spróbować poznać prawdę.
