Pomagam mamie, a ona wszystko oddaje rodzinie brata. Bo „jemu bardziej potrzeba”

Przestałam dawać mamie pieniądze, bo — jak to się mówi — to było jak grochem o ścianę.
Wszystko, co jej przekazywałam, od razu trafiało do mojego brata.
„On ma dziecko, trzeba mu pomóc” — powtarzała mama, pani Teresa.

A ja uważam, że dla jego rodziny zrobiłam już wystarczająco dużo.
Mama oczywiście miała zupełnie inne zdanie.

Z bratem, Szymonem, mamy tylko wspólną mamę — ojców mamy różnych.
Mama rozwiodła się z moim ojcem i wyszła za mąż za ojca Szymona, ale i ten związek nie przetrwał długo.
Alimentów nie płacił ani jeden, ani drugi. Mama sama nas utrzymywała.

Pracowała bardzo dużo, więc opieka nad młodszym bratem spadła na mnie, choć byłam starsza zaledwie o cztery lata.
Zamiast biegać po osiedlu w Krakowie z rówieśnikami, musiałam pilnować malucha.
Do nas zaglądała sąsiadka, pani Halina, żeby podgrzać obiad i sprawdzić, czy jeszcze żyjemy.

Za wszystko odpowiadałam ja.
Mama powtarzała: „On jest młodszy, ustąp mu”.
Za bałagan, za złe oceny, za wszystko — zawsze byłam winna ja.

Nic dziwnego, że mając 18 lat, wyszłam za mąż.
Małżeństwo trwało dwa lata.
Nie mieliśmy dzieci.

Do rodzinnego domu już nie wróciłam.

Pracowałam, sama się utrzymywałam. Ledwo wystarczało na wynajem i życie.

Wtedy mama niespodziewanie odziedziczyła kawalerkę w Nowej Hucie.
Mieszkanie było w opłakanym stanie, bez mebli, z rozpadającą się instalacją.
Zaproponowała mi przeprowadzkę:

„Te pieniądze, które wydajesz na wynajem, włożysz w remont. Powoli się urządzić.”

Byłam szczęśliwa.
Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy — wynoszenia starych gratów, szorowania ścian, naprawy instalacji — zaczęłam czuć się tam jak u siebie.

Miałam tylko stary tapczan, stół i taboret. Mama dała mi kilka półek, które przykręcił brat.

Szymon właśnie wrócił z wojska i „przyzwyczajał się do cywila”.

Po pół roku sprowadził do mamy ciężarną dziewczynę, Kasię.
Ślub był obowiązkowy.

Nowożeńcy zamieszkali z mamą — nie mieli innego wyjścia.

Ale mama i Kasia nie potrafiły się dogadać.
W końcu mama znalazła dla siebie „idealne rozwiązanie”:

„Musisz zwolnić kawalerkę.”

„Dlaczego?!” — zapytałam.

„Bo to moje mieszkanie! Twój brat ma rodzinę, dziecko w drodze. Tobie nie jest tak potrzebne.”

Formalnie miała rację — mieszkanie było na nią.
Serce jednak pękało.

Nie wróciłam do niej. Wynajęłam inne mieszkanie w Podgórzu.
Z mamą i Szymonem nie rozmawiałam przez ponad rok.

Dopiero, gdy przyszedł SMS od brata:
„Mama w szpitalu.”

Wszystkie urazy odeszły na bok.

Okazało się, że mama miała atak migotania przedsionków.
Na szczęście jej stan się poprawił i po dwóch dniach mogła wrócić do domu.

Odebrałam ją ze szpitala, bo Szymon był w pracy, a jego żona opiekowała się dzieckiem.

W domu zastałam pustą lodówkę.
Kupiłam jej jedzenie, leki.
Mama płakała, przepraszała mnie za wszystko, zapraszała do siebie.

Wyjaśniłam spokojnie, że wybaczam, ale nie zamierzam ponownie zamieszkać razem.

Zaczęłam odwiedzać mamę raz na tydzień lub dwa.

I wtedy zobaczyłam, że lodówka zawsze świeci pustkami.

Wiedziałam doskonale, kto „pomagał” mamie w zakupach.

Cierpliwie kupowałam jej jedzenie, opłacałam rachunki.
Ale widziałam, że moje pieniądze znów trafiają do Szymona.

Kiedy mama skarżyła się na dziurawe buty, dawałam jej pieniądze — ale nowych butów nigdy nie widziałam.

W końcu nie wytrzymałam:

„Mamo, musisz przestać oddawać wszystko Szymonowi!”

Mama spojrzała na mnie smutnym wzrokiem:

„On ma rodzinę… Dzieci… Ty masz wszystko, a on walczy o każdy grosz…”

„Nie, mamo. Oni są dorośli. Jeśli decydowali się mieć dzieci, muszą ponosić za to odpowiedzialność.
Ja już zrobiłam wystarczająco dużo: wyremontowałam kawalerkę, którą dostali za darmo!”

Mama tylko westchnęła:

„Jesteś okrutna… Ty nie masz dzieci, to nie rozumiesz…”

Postanowiłam:
Nie będę więcej kupować jedzenia.
Tylko leki, rachunki, ubrania — zamawiane bezpośrednio.

Z Szymonem też rozmawiałam:

„Przestań obciążać mamę.”

„Przecież ja nic nie biorę. Sama przynosi. A ja głupi, żeby odmawiać?” — wzruszył ramionami.

Bezczelność nie zna granic.

Czasem żałuję, że wtedy odebrałam tamtego SMS-a.

Ale później…
Czuję wstyd.
Bo to moja mama.