Bardzo kocham mojego męża – dla mnie jest najlepszym człowiekiem na świecie. Ale jest jedna drobna sprawa, która od dawna nie daje mi spokoju. Chodzi o to, że mimo iż jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat, wciąż nie mamy dzieci. Na szczęście nie ma to nic wspólnego ze zdrowiem – pod tym względem wszystko jest w porządku. Po prostu mój mąż nie spieszy się z decyzją o dziecku. Uważa, że najpierw musimy się ustabilizować – kupić własne mieszkanie, odłożyć pieniądze, znaleźć pewną i dobrze płatną pracę. Ogólnie rzecz biorąc, chce się zabezpieczyć i mieć pewność, że „damy radę” finansowo i życiowo, zanim zdecydujemy się na powiększenie rodziny
Bardzo kocham mojego męża. Dla mnie jest najlepszym człowiekiem na świecie. Ale jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Jesteśmy małżeństwem już od dziesięciu lat, a wciąż nie mamy dzieci. Na szczęście to nie kwestia zdrowotna – pod tym względem wszystko u nas w porządku. Problem polega na tym, że mój mąż nie spieszy się z decyzją o dziecku.
Uważa, że najpierw musimy „stanąć na nogi” – kupić mieszkanie, odłożyć większe oszczędności, znaleźć stabilną i dobrze płatną pracę. Generalnie – chce mieć stuprocentową pewność, że damy sobie radę finansowo i organizacyjnie. Chce się zabezpieczyć, zanim zostanie ojcem.
Rozumiem to… Ale też myślę: jeśli będziemy się przygotowywać na każdą ewentualność, to kiedy w końcu zaczniemy żyć? Przecież zawsze coś się dzieje, zawsze są jakieś problemy – idealny moment może nigdy nie nadejść. Czy to znaczy, że mam nigdy nie mieć dziecka?
Czy wszystkie pary, które mają dzieci, miały idealne warunki? Nie sądzę.
Tak, dziecko to odpowiedzialność i koszty. Ale przecież nie zarabiamy gorzej niż inni! Czy naprawdę nie damy rady? A mieszkanie – to rzecz nabyta. Ludzie całe życie mieszkają w wynajętych pokojach czy kawalerkach i są szczęśliwi. Dla mnie ważniejsze są relacje, więź, prawdziwa rodzina – a bez dziecka czuję, że tej pełni po prostu nie ma. Bardzo, bardzo pragnę zostać mamą. I to jak najszybciej.
Tym bardziej że czas leci. Nie młodnieję. A mój mąż chyba tego nie rozumie… Kiedy mam zostać mamą? W wieku czterdziestu lat? A może pięćdziesięciu? Jak długo mam jeszcze czekać na ten „właściwy moment”? Czy on w ogóle kiedyś nadejdzie?
I jeszcze jedno – coś, co naprawdę nie daje mi spokoju. Boję się, że czas minie, ja będę już starsza, a on w końcu odejdzie. I zostanę sama. Bez dziecka, bez męża. Bo przecież nic go przy mnie nie zatrzyma. A młodszych dziewczyn nie brakuje… Może spotka kogoś, kto „pstryk” – i urodzi mu dziecko bez wahania? I co wtedy? Wszystko, co teraz poświęcam i znoszę – na darmo? Te myśli doprowadzają mnie do szaleństwa. Nie mogę spać, wszystko leci mi z rąk!
Tak bardzo go kocham. Tak bardzo chcę urodzić mu dziecko. Marzę o tym. Widzę we śnie, jak prowadzę wózek, jak tulę niemowlę. Macierzyństwo to moje głębokie, prawdziwe pragnienie. Dlaczego on tego nie rozumie?
Co mam robić? Jakie argumenty mogłyby go przekonać? Czy powinnam z nim rozmawiać spokojnie, błagać, a może uciec się do jakiejś sprytnej sztuczki? Ale co, jeśli on naprawdę nie chce mieć dziecka – nie tylko teraz, ale w ogóle? Co jeśli nie chce mieć dziecka… ze mną?
Może to wcale nie o pieniądze chodzi?
Błagam, doradźcie mi coś. Już nie wiem, co robić…