„Odchodzę od ciebie!” – Jak żona chciała uciec od małżeństwa i straciła wszystko

Andrzej siedział na brzegu łóżka, patrząc pustym wzrokiem w ścianę. Jeszcze miesiąc temu wszystko wydawało się takie normalne. Świętowali Nowy Rok i trzy lata wspólnego życia. Mieli własne mieszkanie – na kredyt, ale jednak. Stabilność, jakiej wielu zazdrościło.

A dziś? Wszystko runęło.

Tak, miał problemy w pracy. Tak, relacje jego żony z jego rodziną nie były idealne. Ale przecież inni też przez to przechodzą i jakoś się nie rozwodzą.

W głowie wciąż rozbrzmiewała mu rozmowa z Ireną:

– Pomyślałam, że musimy pomieszkać osobno. Mam dość kłótni, twoich problemów, twojej matki i jej rad.
– Czyli odchodzisz ode mnie?
– Można tak powiedzieć. Ale rozwodu nie chcę.
– A co z kredytem?
– Będę ci przelewać swoją połowę. Ty ogarnij resztę.

Od tego momentu Andrzej został sam. Sam w mieszkaniu, które kiedyś było „ich”. Sam z ratami. Sam z ciszą.

Minęła zima. Pewnego ranka – stuk, stuk do drzwi. Godzina ósma. Kto mógł to być?

Na progu stała Irena. Z walizkami.

– Klucz nie pasował. Zmieniłeś zamki? – zapytała z wyrzutem.

– Widzę, że to ty. Pytanie tylko – po co wróciłaś?

– Jak to po co? Mieszkać. Przecież to też moje mieszkanie.

– Już nie – odpowiedział spokojnie Andrzej.

– Co masz na myśli?!

– Mieszkanie nie jest ani twoje, ani moje.

– Jak to?

– Gdybyś odbierała telefony, odpisywała na maile, podała aktualny adres – to byś wiedziała. Mieszkanie od miesiąca ma nowego właściciela. Poszło na pokrycie długu hipotecznego.

– Jakiego długu?!

– Nie przysyłałaś pieniędzy przez 9 miesięcy. Ja też miałem problemy. Straciłem pracę. Starałem się, kombinowałem, dorabiałem. Ale w końcu nie dałem rady.

Irena spojrzała w stronę kopert z banku. Milczała.

– Jak tu mieszkasz? – spytała cicho.

– Wynajmuję. Nowy właściciel – jakiś inwestor – zgodził się wynająć mi mieszkanie. Jemu niepotrzebne, a ja mam gdzie spać.

– A ja? Mogę zostać?

– To już nie moja decyzja. Ale nie chcę, żebyśmy znowu razem mieszkali. Zrobię wszystko, żebyś tu nie została.

– Dlaczego?

– Może dlatego, że gdybyś nie wyjechała, razem moglibyśmy dalej spłacać raty?

– Czyli mówisz, że to moja wina?

Między innymi – tak.

Irena zamilkła. Nie dowierzała, że straciła mieszkanie, które jeszcze chwilę temu uważała za swoje.

A Andrzej, spokojnym tonem, zakończył rozmowę:

– Masz dwie godziny na odpoczynek. Potem musisz iść.
Dokumenty rozwodowe prześlę na adres, który podasz. Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz przede mną uciekać.


🎭 Morał? Czasem ucieczka od problemów nie jest ich rozwiązaniem.
A decyzje podejmowane w gniewie mogą kosztować więcej, niż jesteśmy gotowi zapłacić.