Przyjaciółka gorzko płacze. Ma 64 lata, wciąż pełna energii i nadal pracuje. Ma syna i synową. Problem w tym, że syn z żoną nie chcą z nią mieszkać

Dziś chcę się z Wami podzielić historią mojej dobrej znajomej.

Jej syn ma 33 lata, jest żonaty i ma dziecko. Wnuk chodzi do drugiej klasy, a jak mówiła mi koleżanka, młode małżeństwo planuje kolejne dziecko.

Mojej znajomej – nazwijmy ją panią Haliną – stuknęło niedawno 64 lata. Jest samotną kobietą. A przynajmniej sama tak twierdzi: „Jestem sama i nikomu już niepotrzebna”.

Męża nie ma, a dorosły syn – jak mówi – już jej nie potrzebuje.

Dodam, że pani Halina nadal pracuje, a do tego dostaje emeryturę. Nie siedzi całymi dniami zamknięta w czterech ścianach – ma zajęcie, ma kontakt z ludźmi.

A mimo to, z sobie tylko znanych powodów, regularnie naciska na syna i synową. Dochodzi do spięć, nieporozumień, czasem nie rozmawiają ze sobą tygodniami.

Pani Halina ciągle powtarza synowi i jego żonie, że jest już stara, że „jej zostało niewiele życia” i że chciałaby „poczuć się częścią rodziny”. Mówi, że tylko wtedy poczuje się potrzebna.

Syn odpowiada jej, że nie tak to powinno wyglądać. Ma własną rodzinę i w obecnym układzie czują się dobrze. Wnuk chodzi do szkoły, a jego żona spodziewa się dziecka – nie czas na zmiany.

I wtedy pani Halina się obraża. Znów.

Powiedziałam jej, żeby znalazła sobie jakieś zajęcie. Może zapisała się na kurs? Taniec, ceramika, a może nawet spróbowała z kimś się umówić przez internet? Przecież nie jest jeszcze taka stara. Może znalazłaby bratnią duszę. Próbuję jej wytłumaczyć, że syn i synowa mają prawo do własnego życia. Nie muszą z nią mieszkać. Tym bardziej że ona jest zdrowa, samodzielna i nie potrzebuje żadnej opieki.

Nie wiem już, jak inaczej do niej dotrzeć. Może Wy macie jakiś pomysł? Czy ktoś z Was spotkał się z podobną sytuacją? Jak wytłumaczyć komuś, że dzieci nie mają obowiązku wspólnego mieszkania z rodzicami, i że potrzeba niezależności nie oznacza braku miłości?