Niedawno mama dowiedziała się, że dom swojego partnera został przepisany na jego starszą córkę z pierwszego małżeństwa. Mamie zrobiło się przykro, bo nawet gdy on ciężko chorował, ta córka nie przyjechała – mieszka w innym mieście. Testament sporządził bez żadnej konsultacji z mamą. W praktyce ona dla niego „nikim” nie jest, bo do dziś nie zalegalizowali swojego związku. Mama obraziła się i wróciła do naszego mieszkania. A teraz, gdy pojechała do niego ponownie i zobaczyła, że sam sobie nie radzi, chce wrócić

Jestem jedyną córką mojej mamy. Wychowywała mnie sama, bo tata nas porzucił. Żyłyśmy w naszym dwupokojowym mieszkaniu. Gdy dorosłam i wyjechałam na studia, mama poznała pana Jana. On miał swój dom na wsi i po jakimś czasie mama do niego się przeprowadziła. Nie wnikałam wtedy, bo sama układałam sobie życie.

Wszystko zmieniło się, kiedy wróciłam do rodzinnego miasta i wyszłam za mąż. Mama mieszkała już z Janem, a nasze dwupokojowe mieszkanie wynajmowała. Oddać go mi nawet nie chciała, więc razem z mężem zamieszkaliśmy w wynajętym lokum. Tak minęło 12 lat. Spotykałyśmy się głównie od święta, czasem rozmawiałyśmy przez telefon. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że mama rozstała się z partnerem i wróciła do swojego mieszkania.

Kiedy musiałam odnaleźć swoje stare dokumenty, pojechałam do niej. Mama zawsze miała porządek, więc szybko znalazłam, co trzeba. Wtedy postanowiła otworzyć się przede mną i opowiedzieć o swoich rozterkach.

Powiedziała, że była ostatnio u Jana – musiała iść do lekarza w tamtej miejscowości i sprawdzić swoją rozsady. Wróciła zadowolona, bo zobaczyła, że w domu u niego panuje chaos, lodówka pusta, a on prosił, żeby wróciła. Tyle że przeprosin nie było. Ona odmawia, czeka na to jedno słowo. Jest pewna, że bez niej on długo nie pociągnie – nigdy nie umiał gotować, ani sprzątać, a teraz całe dnie spędza w domu.

Zapytałam więc mamę: – A poza codziennymi obowiązkami, co jeszcze was łączy? Starałam się dobrać słowa, żeby jej nie zranić, choć na język cisnęło się pytanie: „Poza sprzątaniem, po co ty mu właściwie jesteś?”. Mama spojrzała na mnie surowo i odparła, że tego nie zrozumiem.

Nie wtrącam się, choć serce mi się ściska. O testamencie nie wspominam, choć wiem, że mieszkanie mamy bardzo by mi się przydało. Nie rozumiem tylko, po co jej ten starszy pan. Mama ma 55 lat, on 65. Ona od 15 lat właściwie mu służy, a co ma w zamian? Ostatnio dowiedziała się, że dom przepisał na córkę, której w tym domu nigdy nie widziałam. Nawet gdy ojciec chorował, ona się nie pojawiła, bo żyje swoim życiem w innym mieście.

Testament spisał bez rozmowy z mamą. Formalnie ona nie ma żadnych praw – bo nie są nawet małżeństwem. Mama obraziła się i wróciła do siebie. Ale po tym, jak zobaczyła, że on sobie nie radzi, ciągnie ją z powrotem.

A ja nie rozumiem, dlaczego miałaby poświęcać się dla obcego mężczyzny, skoro ma córkę i wnuczkę. Przecież ten czas mogłaby dać nam. Ale chyba mama znów ma zupełnie inne plany…