Moja synowa nie przepada za porządkiem. Wczoraj wieczorem gotowała sobie pierogi na kuchence. Zostawiła garnek i poszła do pokoju. Słyszę – woda kipi, cała kuchenka zalana tłuszczem z pierogów. A dziś rano patrzę – wszystko zaschnięte. Mam wrażenie, że jej nikt nigdy nie nauczył sprzątania. Pół godziny walczyłam, żeby domyć płytę, przez to spóźniłam się do pracy

Syn postanowił się ożenić i przyprowadził żonę do mnie, twierdząc, że to tylko na jakiś czas, dopóki czegoś sobie nie znajdą. Ale co oni teraz mogą wymyślić? Młodzi, oboje dopiero zaczynają pracę, pensje marne. Wpuściłam ich więc do siebie, bo mam trzy pokoje – miejsca wystarczy.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że moja synowa to fatalna gospodyni. A właściwie – żadna. Naprawdę mam wrażenie, że nikt jej nie uczył, jak dbać o dom. Ja dziś pół godziny szorowałam kuchenkę i przez to do pracy pobiegłam spóźniona.

Nie wiem, jak ją rodzice wychowali, że taka bałaganiara trafiła się mojemu synowi. Przecież ja od dziecka uczyłam Piotrka czystości: spodnie zawsze wyprasowane, koszule bielutkie, wykrochmalone. Nigdy nie zdarzyło się, żeby wrócił do domu w brudnych butach. Nawet jeśli na dworze błoto – to chociaż trochę je oczyścił.

Zawsze najpierw wyciera buty szmatką, zanim otworzy drzwi. A ta dziewczyna? Potrafi chodzić tydzień z nieumyta głową! Z tłustymi włosami, i tak idzie do pracy. Wstyd mi za nią. Powiedziałam jej wyraźnie: skoro pozwalam wam mieszkać u mnie, macie swój pokój, łazienkę i kuchnię – korzystajcie, kiedy chcecie. Ja poczekam, jeśli trzeba. Ale przynajmniej dbaj o siebie!

A w kuchni to już w ogóle trzeba mieć oko. Wczoraj pierogi jej wykipiały, cała kuchenka zalana. Wchodzę do pokoju, a ona w słuchawkach, muzyki słucha. Mówię:
– Kasiu, idź szybko do kuchni, bo ci woda wykipiała. Tak się nie robi, jak się gotuje, trzeba uważać.

Ona tylko burknęła coś pod nosem i poszła. Myślałam – posprząta. Ale rano patrzę: wszystko zaschnięte, nic nie ruszone. Wychodzę z kuchni, a ona akurat wyszła z pokoju do łazienki. Rzuciłam niby żartem:
– No Kasiu, ale z ciebie bałaganiara. Kuchenka jak była brudna, tak jest.

A ona się obraziła:
– Nie jestem żadna bałaganiara! Po prostu nie sprzątałam, bo i tak pani wszystko potem robi po swojemu. To po co mam się męczyć?

Chciałam jej wtedy powiedzieć coś ostrego, ale ugryzłam się w język. Choć już mam dość – w pokoju też mają wieczny chaos, kurzu nie ścierają wcale. To mnie naprawdę zaczyna męczyć.

Jeszcze trochę wytrzymam, ale w końcu powiem jasno: skoro rodzice jej nie nauczyli porządku, to ja nauczę. A jak się nie spodoba – niech wynajmą mieszkanie i mieszkają po swojemu. Bo ja już jestem na granicy cierpliwości, naprawdę.