Przed ślubem naszej córki mój mąż zaskoczył mnie jak grom z jasnego nieba i powiedział, że odchodzi do innej kobiety. Dodał jednak, że zrobi to dopiero po weselu – „żeby ludziom w oczy patrzeć mogłaś”, jak to ujął. Mam czterdzieści osiem lat i dziś już sama nie wiem, jak dalej żyć. Czego tym mężczyznom właściwie trzeba?

Przygotowywaliśmy się do ślubu córki – ja żyłam marzeniami o jej szczęściu, biegałam za suknią, kwiatami, zaproszeniami… A on w tym czasie planował sobie nowe życie z kimś młodszym. Po dwudziestu pięciu latach małżeństwa oznajmił mi, że składa papiery rozwodowe i odchodzi. Jakby ktoś wiadrem lodowatej wody mnie oblał.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Obiecał tylko, że nie odejdzie przed weselem, żeby „nie robić wstydu rodzinie”.

Mamy jeszcze osiemnastoletniego syna. Córka ma dwadzieścia sześć lat. Trzy lata była z chłopakiem, potem ślub, myślałam – będzie szczęśliwa. Ale dwa lata po ślubie jej mąż też odszedł. Do innej. Dobrze, że nie mieli dzieci, że nie została zupełnie sama.

Ale ja tego wszystkiego nie rozumiem. Całe życie starałam się być dobrą żoną – tak mnie wychowano. Mąż ma być najedzony, koszule czyste i wyprasowane, dom zadbany, dzieci wychowane. Nigdy nie brakowało mu mojej uwagi. W pracy dawałam radę, w domu też. Córkę wychowałam tak samo – uczyłam ją, że w domu ma pachnieć obiadem, że trzeba o wszystko dbać, że rodzina to świętość. Wierzyłam, że to właśnie gwarantuje trwałe małżeństwo.

A teraz? Nie rozumiem, gdzie popełniłam błąd. Myślałam, że nasze małżeństwo jest stabilne, że mamy wszystko. A on… poszedł do dziewczyny młodszej ode mnie o dziesięć lat. Jakby mu rozum odjęło.
Córka zawsze mnie słuchała. Byłyśmy jak przyjaciółki. Zawsze doradzałam jej: obiad ma być ciepły, bielizna uprana, mężowi trzeba poświęcić czas. I ona mnie słuchała. A mimo to została sama.

Świat stanął na głowie. Nie wiem już, czego tym mężczyznom potrzeba. Czy wszystko, czego nas uczono – że kobieta powinna dbać, znosić, przebaczać – to dziś już nic nie znaczy?
Może czegoś naprawdę nie rozumiem?

Z moim mężem się pogodziłam – niech idzie, jeśli mu się wydaje, że z młodszą będzie mu lepiej. Może po prostu chciał znów poczuć się „młodym chłopakiem”. Ale jak to wytłumaczyć młodym? Co ma myśleć dwudziestosiedmioletni mężczyzna, który ma dom, żonę, wszystko? Czego im brakuje? Co jest z nimi nie tak?