Trzydzieści lat temu mój ojciec odszedł od nas. Zrobił to w sposób podły – wywiózł z domu prawie wszystkie rzeczy i nie zostawił nawet adresu. A teraz wrócił do mojego życia… i okazał się wcale nie takim złym człowiekiem, jakim go zawsze widziałam oczami mamy. Ale moja mama i siostra są absolutnie przeciwne, żebym miała z nim jakikolwiek kontakt
Znalazłam się w bardzo dziwnej sytuacji – po tylu latach w moim życiu znowu pojawił się ojciec, a najbliżsi tego nie akceptują. A przecież on naprawdę nie wydaje się złym człowiekiem. Przynajmniej nie takim, jakim go przez całe życie przedstawiała mama. Nie rozumiem, dlaczego miałabym się z nim nie kontaktować. W końcu to mój ojciec. Czy naprawdę trzeba się obrażać za coś, co wydarzyło się trzydzieści lat temu?
Mama wychowywała nas z siostrą sama. Ojciec odszedł, gdy miałam pięć lat, a siostra jeszcze nie skończyła roku. Odszedł po cichu, po swojemu – zabrał z mieszkania niemal wszystko, nawet pościel, i zniknął bez śladu. Jak mama nas utrzymała bez grosza pomocy, to prawdziwy cud. Pracowała na dwóch etatach, byle tylko nas ubrać i nakarmić. Żyłyśmy z tygodnia na tydzień, jadłyśmy w przedszkolu i w szkolnej stołówce, nosiłyśmy ubrania po dzieciach sąsiadek. O alimentach można było tylko pomarzyć. Ojciec kilkukrotnie, publicznie, zaprzeczał, że w ogóle ma dzieci. Mówił o mamie paskudne rzeczy.
Mama, o dziwo, nigdy nie kalała mu imienia, nie oczerniała go. Ale gdy próbowałyśmy coś o nim zapytać, natychmiast ucinała rozmowę. Wolała, żeby przeszłość została w przeszłości. A jednak, mimo jej starań, wiedziałyśmy więcej, niż chciała. Dziecko wszystko słyszy, nawet to, czego dorosły nie chciałby wypowiedzieć na głos.
Pamiętam, jak jako dziewczynka marzyłam: że kiedyś go odnajdę, już dorosła, mądra, piękna, w dobrym ubraniu. Pojawię się w jego życiu i wtedy on zrozumie, co stracił. Zawstydzi się, przeprosi, może nawet się rozpłacze.
Mama żyła samotnie, wszystko poświęciła nam. Wychowała nas, obie skończyłyśmy studia. Ja wyszłam za mąż, mam dwoje dzieci i mieszkam blisko mamy. Młodsza siostra – z rodziną w Kanadzie.
Nie wiem, skąd nagle przyszła ta myśl, żeby go poszukać. Może z ciekawości, może z potrzeby zamknięcia historii. Chciałam po prostu spojrzeć mu w oczy i pokazać: „Widzisz? Dałyśmy sobie radę. Bez ciebie.” I tak, jak sobie kiedyś wyobrażałam, chciałam, żeby zrozumiał, co stracił.
Znalazłam go szybko – dziś to żaden problem. I ku mojemu zdziwieniu, okazał się całkiem sympatycznym człowiekiem. Siedemdziesięciodwuletni, inteligentny, pogodny, oczytany. Korzysta z internetu lepiej niż ja. Spotkaliśmy się raz, potem drugi, trzeci… i coraz bardziej czuję, że mamy ze sobą coś wspólnego. Rozumiemy się bez słów. Przy nim czuję spokój, lekkość.
Z mamą jest odwrotnie. Stała się gorzka, zgorzkniała, złośliwa. Każda rozmowa z nią to jak spacer po linie – muszę ważyć każde słowo, żeby jej nie urazić. Po godzinie z nią czuję się wyssana z energii. Z ojcem – jakbym oddychała po raz pierwszy.
Poznał mnie ze swoją rodziną – z synem swojej żony z pierwszego małżeństwa i z córką. Ciepli ludzie, otwarci. Po raz pierwszy w życiu poczułam, jak to jest być częścią dużej, serdecznej rodziny. Spotykamy się, rozmawiamy, pomagamy sobie. I nie mogę się nadziwić, jak dobrze się w tym czuję.
Tylko jedno psuje tę radość – poczucie winy. Czuję się zdrajczynią wobec mamy i siostry. Dla nich ojciec nie istnieje. – Po co ci on? – złości się siostra. – Już zapomniałaś, jak jedliśmy owsiankę na wodzie i śmiali się z ciebie w szkole, bo miałaś dziurawy tornister? Gdzie on wtedy był, co? Nie mógł kupić wam jednej pary kaloszy na spółkę? Czego ty od niego chcesz? Może liczysz na spadek?
Przysięgam, nigdy nawet o tym nie pomyślałam. Nie wiem, czy on w ogóle ma jakiś majątek. Chyba mieszka w mieszkaniu swojej żony. Ale to wszystko nie ma znaczenia. Nie o to chodzi.
Mamie nic nie mówię. Gdyby się dowiedziała, że się spotykamy, nie wiem, jakby to przeżyła.
– Wiesz, nie mogłem wam wtedy za bardzo pomóc – powiedział kiedyś ojciec spokojnie. – Też miałem dwoje dzieci. A pensja inżyniera… cóż, nie wystarczała na dwa domy.
I choć wiem, że to nie jest pełna prawda, że to tylko część historii, nie potrafię się na niego gniewać. Może dlatego, że w jego oczach po raz pierwszy zobaczyłam coś, czego przez całe życie mi brakowało – żal i czułość.