Mój przyszły teść od początku był przeciwny temu, żebym została jego synową. Za to teściowa od razu obdarzyła mnie ciepłem i sympatią. Z Pawłem znaliśmy się od dziecka – razem chodziliśmy do przedszkola, potem do jednej klasy. Ale nasi rodzice nie byli zachwyceni tą przyjaźnią.Mój przyszły teść od początku był przeciwny temu, żebym została jego synową. Za to teściowa od razu obdarzyła mnie ciepłem i sympatią. Z Pawłem znaliśmy się od dziecka – razem chodziliśmy do przedszkola, potem do jednej klasy. Ale nasi rodzice nie byli zachwyceni tą przyjaźnią

Ja zawsze wpadałam na głupie pomysły, a Paweł, jak to chłopak z dobrym sercem, dawał się wciągnąć. Raz uciekliśmy na rowerach na drugą stronę miasta, innym razem właziliśmy do ogródków sąsiadów po jabłka. Oczywiście, gdy coś się działo, winny był zawsze on.

Kiedy mieliśmy po kilkanaście lat, namówiłam go, żeby „pożyczył” od taty samochód. Pojechaliśmy na pola za miasto, wiatr we włosach, śmiech, wolność. Wróciliśmy dopiero wieczorem — akurat wtedy, gdy jego rodzice już planowali zawiadomić policję. Gdy zobaczyli nas wracających autem, zrobili awanturę życia. I znowu — wszystkiemu winny był Paweł. Od tamtej pory jego ojciec kontrolował każdy jego krok.

Za to mama Pawła była dobrotliwa i mądra. Kiedyś powiedziała, że ta nasza przyjaźń to nie przygoda, tylko prawdziwa miłość. Ojciec jednak powtarzał: „Trzymaj się od tej dziewczyny z daleka, same z nią kłopoty!” Dziś wiem, że już wtedy widział we mnie przyszłą synową — i nie był z tego powodu szczęśliwy.

A potem przyszła dorosłość. Studia, wspólne plany, ślub. Mieliśmy piękne wesele, sala w Krakowie, muzyka do rana, rodzina szczęśliwa. Od teściowej dostaliśmy w prezencie mieszkanie, niewielkie, ale nasze. Żyło nam się dobrze — może nawet za dobrze.

Nie siedzieliśmy w domu: kino, kolacje, weekendowe wypady. Ja udzielałam korepetycji z angielskiego, Paweł naprawiał komputery. Zawsze miał pełne ręce roboty, był pracowity i odpowiedzialny. Ale z czasem ja zaczęłam się dusić. Nie wiem, czego mi brakowało. Czułości? Emocji? A może po prostu spokoju w sobie.

Paweł marzył o dziecku, ja nie chciałam. Mówiłam, że to jeszcze nie czas, że chcę „żyć dla siebie”. On cierpliwie czekał. Aż pewnego dnia, po kolejnej kłótni o nic, powiedziałam, że chcę rozwodu. I on się zgodził.

Rodzina próbowała mnie odwieść, znajomi łapali się za głowę — a ja byłam uparta. Myślałam, że wolność przyniesie mi szczęście. Nie przyniosła.

Po rozwodzie nie zerwaliśmy kontaktu. Przeciwnie — nasze spotkania stały się… bardziej intensywne. Raz w tygodniu widywaliśmy się „przypadkiem”, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a potem… znów rozchodziliśmy się w swoje strony. Wiedzieli o tym wszyscy. Znajomi pytali: „Po co się rozwodziliście, skoro i tak nie potraficie bez siebie żyć?” A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Paweł o niczym jeszcze nie wie. Sama nie wiem, co zrobić. Czy wrócić? Czy powiedzieć mu od razu? Wiem tylko jedno — byłby cudownym ojcem.

A ja? Może po prostu musiałam przejść przez ten błąd, żeby zrozumieć, że czasem największą głupotą jest szukać szczęścia tam, gdzie ono już dawno na nas czeka.