Mirosława ma dziś 57 lat. Niedawno straciła pracę. Teraz sprząta po domach — u ludzi, którzy mogą sobie na to pozwolić. Choć jest jej coraz ciężej, nie odmawia żadnej okazji, by zarobić kilka złotych. Mówi, że „jeść trzeba”. Bierze najwyżej jedno mieszkanie dziennie, a co trzy dni robi sobie przerwę. Nogi już nie te, ciśnienie czasem skacze. Wszyscy myśleli, że jest samotna. Ale ona ma syna. I to wcale niebiednego
— Tę Mirosławę poleciła mi kiedyś przyjaciółka! — opowiadała pewna trzydziestopięciolatka znajomej. — Powiedziała, że żal jej się z nią rozstawać, bo przeprowadza się do innego miasta. Mówiła, że Mirosława to złota kobieta — dokładna, uczciwa, spokojna. I miała rację. Sprząta jak nikt inny. Punktualna, sumienna, wszystko robi z sercem. W domu mam wreszcie taki porządek, jaki lubię.
— A może dasz mi do niej numer? — zapytała z nadzieją koleżanka. — Dobra pomoc domowa to teraz skarb! Mam jedną, ale już nie daję rady z jej błędami. Tu zapomni, tam pomyli, za łóżkiem nigdy nie sprząta, a na szafie kurz jakby nikt tam pół roku nie zaglądał. Ile ta twoja Mirosława bierze za sprzątanie?
— Wcale nie drogo — odpowiedziała kobieta. — Ale nie wiem, czy numer ci dam. Zapytam ją, oczywiście, ale raczej nie. Ona nie szuka już nowych domów. Bierze tylko jedno mieszkanie dziennie, a po trzech dniach pracy robi sobie wolne. Mówi, że już nie ma siły pracować bez przerwy.
— Starsza pani? Ile ma lat?
— 57. Niby jeszcze nie staruszka, ale swoje już przeszła. Pięć lat temu ją zwolnili z etatu. Szukała pracy prawie rok, nic nie znalazła. W końcu zaczęła sprzątać. Żyć z czegoś trzeba — a emerytury jeszcze nie miała. Znajoma, która ją poleciła, była jedną z pierwszych klientek, potem wieść się rozeszła, i Mirosława miała pełne ręce roboty. W dzisiejszych czasach ludziom, którzy dużo pracują, po prostu brakuje czasu na dom.
— Ale to przecież ciężka robota, nie dla kobiety w tym wieku! — zauważyła rozmówczyni. — Cały dzień machać szmatą? Ludzie są różni, zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony. Ile ona tak jeszcze wytrzyma, chodząc po cudzych mieszkaniach i ścierając kurz?
— Nie wiadomo, — odparła tamta. — Na razie pracuje, dalej się zobaczy. Sama mówi, że długo już tak nie pociągnie. Pięć lat temu było jej dużo łatwiej. Teraz szybko się męczy. Nogi bolą, ciśnienie skacze. Ale powtarza: „Jak człowiek chce jeść, to i siłę znajdzie.”
— Czyli jednak jest samotna? — zapytała kobieta.
— Nie, skąd! Ma syna. Ma trochę ponad trzydzieści lat, żonaty, pracuje jako menedżer w jakiejś dużej firmie budowlanej. Ma nawet synka, wnuka Mirosławy — pięć albo sześć lat. Mirosława go kocha nad życie, ciągle mu coś kupuje, słodycze, zabawki. Często go do siebie bierze, żeby młodzi mogli pobyć sami. Jak jechali ostatnio nad morze, to zostawili chłopca właśnie u niej.
— No to tym bardziej nie rozumiem, — zdziwiła się rozmówczyni. — Syn zamożny, jeździ po świecie, a matka sprząta obce mieszkania? I to, jak mówisz, ledwo daje radę.
— No tak, ale…
— Ale co? Przecież to wstyd! Matka z mopem po cudzych domach, a syn na plaży z drinkiem? Rozumiem, gdyby miała lekką pracę w biurze, ale tak? Niepojęte! Pewnie sama go wychowała, skoro męża nie ma. Jeszcze wnukiem się zajmuje! A on nawet nie potrafi jej zapewnić spokojnego życia? Wstyd, naprawdę. Dorosły mężczyzna, a pozwala, żeby matka harowała po cudzych kątach.
— Tak, wiesz, ludzie różni są, — westchnęła kobieta. — Ale Mirosława nie narzeka. Mówi tylko: „Byle zdrowie było.” I każdego dnia bierze wiadro, szmatkę i idzie dalej.