Codzienność taksówkarza: Czy bardzo panię denerwuję? Po prostu mam zły nastrój…
Podjeżdżam pod adres, który otrzymałem od dyspozytora. Przy wejściu stoi kobieta około 50 lat. Pomimo lekkiego mrozu, ma na sobie czapkę i lekki jesienny płaszcz. Podjeżdżam, zatrzymuję się bezpośrednio przed nią, w odległości dwóch metrów.
Pani nie spieszy się, stoje jeszcze przez 20 sekund przy wejściu, nie spiesząc się, zbliża się do samochodu. Stoi przy drzwiach, ale nie wsiada. Zaczynam się denerwować, co się tam dzieje, wreszcie drzwi się otwierają – wsiada…
Zadaję pytanie: “Dokąd jedziemy?”
Kobieta ciężko westchnęła i odpowiada pytaniem na pytanie:
- Czy było to dla pani takie trudne wyjście i otwarcie mi drzwi?
- Nie, wcale nie było trudno, pani nie ma żadnej torby, pani nie jest starsza z laską… i w ogóle, nie jestem pani osobistym kierowcą.
- Nie, ale przecież widzi pani, że kobieta stoi, mogłaby pani wyjść i otworzyć drzwi. Skąd mam wiedzieć o pani preferencjach…
W końcu udaje mi się wydobyć od niej cel podróży i ruszam. Nastrój jest zepsuty, ale praca to praca. Pani siedzi z wyrazem obrażonej niewinności. Jedziemy przez trzydzieści minut…
Słyszę kolejne ciężkie westchnienie z tyłu:
- Ile będzie kosztować przejazd?
Wiem, że dyspozytor poinformował o koszcie przejazdu, więc czekam na podstęp. Podaję cenę, a w odpowiedzi oczekująco:
- Dlaczego tak drogo?
Wyjaśniam, że cena dla tej trasy nie zmieniła się od roku, droga jest zła, więc koszt przejazdu jest całkowicie adekwatny.
W odpowiedzi dostaję, że jeździ na innych taksówkach regularnie i cena u nich jest o połowę niższa. Na moje racjonalne pytanie, dlaczego dzisiaj nie wezwała właśnie tamtej taksówki, odpowiada, że to nie moja sprawa – dla niej było wygodniej.
Zjeżdżam z trasy na brukową drogę, przejeżdża równiarka, zostawiając po sobie grzęzawisko. Poruszam się z prędkością poniżej 40 km/h, ale wciąż drgania przechodzą przez całe auto, no i Logan słynie z braku izolacji dźwiękowej…
- Powiedzcie mi, czy wasz samochód jest uszkodzony?
Odpowiadam, że samochód jest sprawny, ale droga pozostawia wiele do życzenia, stąd hałas i wibracje karoserii. Pani pewnie odpowiada, że widzi, jaka jest droga, ale na innych samochodach nie było takiego hałasu i wibracji. No cóż, nie wiem, co mam powiedzieć, może faktycznie u mnie jest głośno, albo wcześniej jeździła tylko luksusowymi modelami…
Wracamy na asfalt, oczywiście wszystkie dźwięki milkną, mówię: widzi pani, wszystko zależy od nawierzchni.
- Nie, ja słyszałam, że wasz silnik stuka…
No na taki argument trudno coś zarzucić… jeśli silnik stuka.
Prosi o zatrzymanie samochodu, zatrzymuję się, pani wychodzi i stoi obok samochodu. Wychodzę również, aby odetchnąć świeżym powietrzem i rozprostować nogi. Przechodzimy tak przez pięć minut obok samochodu, siadamy – jedziemy dalej. Nie wiadomo po co się zatrzymaliśmy, chyba pani kierowca postanowiła zrobić przystanek, może coś jeszcze…
Pozostało nam jechać pięć minut, słyszę dzwonek z tyłu, pewnie ostatni argument pani – zapłacić za przejazd drobnymi monetami…
Ale nie, nie ostatni…
- Proszę podjechać jak najbliżej domu.
- Dobrze, jeśli jest podjazd – podjadę i pod sam dom.
Myślę sobie, że na pewno podjazdu nie ma…
I tak właśnie jest – wąski przejazd do domu przepuszczony na szerokość dwóch metrów, od drogi do domu jest 20 metrów, ale jeśli tam wjadę – pani będzie musiała wyjść nie brudnym poboczem, tylko pewnie nie rozumie tego. Pytam jeszcze raz, dosłownie pod sam dom?
- Tak, bądź tak miły!
No, nie ma sprawy. Koła się zapadają w błocie, ale pokonujemy te 20 metrów.
Z tyłu ciągną złożone rękoma pełne drobnych monet i pojedynczy banknot o nominale pięćdziesięciu hrywien… no cóż, było to oczekiwane, tym nas nie zaskoczą…
- Czy będziesz liczyć?
Chciałbym raczej się uwolnić od pani, ale na głos mówię, że nie będę, mam nadzieję na panią uczciwość… Uśmiecha się.
- Czy bardzo panię denerwuję? Po prostu mam zły nastrój…
No to już zrozumiałem, tylko nie rozumiem, do czego to się odnosi… odpowiadam, że nie, wszystko w porządku…
Otwiera drzwi, uśmiech zniknął – na dole plama z mokrego śniegu i brudu. No chyba sprawa zasady, nie prosić mnie o wyjazd na drogę z powrotem, bohaterycznie opuszcza nogi i skacze do domu…
Drzwi demonstracyjnie pozostawione otwarte… przechodząc przez fotel, zamykam drzwi… Powoli, ale pewnie wydostaję się na drogę.
Oto i koniec podróży.
Pieniądze policzyłem, wszystko dokładnie do grosza…
