Mam trzydzieści dwa lata, a mama wciąż się nade mną nie wyłamuje. Nie mam własnego życia, żyję jej zainteresowaniami

Pewnie, że wina jest również moja, powinnam być stanowcza, ale nie potrafię. To właśnie z tego powodu, w moje trzydzieste lata nie mam własnego życia, żyję z mamą i tylko jej zainteresowaniami. Nawet nie mogę zatrzymać się z przyjaciółkami, mama podsłuchuje wszystko, a nawet sama może trafić do szpitala.

W moim życiu nie było ojca, mama nigdy nawet nie wspominała o nim, mówiąc, że urodziła się dla siebie.

Jak rozumiem, zawsze byliśmy wspierani przez babcię i dziadka. Oboje mieli dobrze płatne prace, więc mogli dać mamie i mnie godne życie. Mama nie pracowała w moim dzieciństwie, wyszła dopiero gdy miałam piętnaście lat.

Wychowywała mnie w miłości, ale bardzo konserwatywnie. To odzwierciedlało się w poglądach, ubiorze i zainteresowaniach.

Po szkole poszłam w ślady mamy i zaczęłam naukę na muzykanta. Muzyką zajmowaliśmy się razem od wczesnego dzieciństwa, więc wybór szkoły muzycznej był całkiem oczywisty.

Ze względu na podwyższone zdenerwowanie mamy, nie miałam zbyt wielu przyjaciół na podwórku lub w szkole, zabraniano mi rozmawiać z chłopcami. Widziała przestępców i lekkich dziewczyn w każdym miejscu, które mnie starała się chronić.

W jakiś sposób przyzwyczaiłam się do takiego rytmu życia. Zajmowałam się muzyką, dużo czytałam, chodziłam do babci i dziadka, zabierali mnie na koncerty, do teatru. W bohaterkach książek o arystokracji XIX wieku widziałam siebie, brakowało mi tylko balów.

Moje studia minęły tak samo jak lata szkolne. Do pracy w szkole muzycznej dla dzieci zostałam zaproszona przez dziadka. Lubię pracować z dziećmi, a mamie odpowiadało, że większość kolegów to dorosłe kobiety. Z przyjaciółkami miałam kiepsko – zaprzyjaźniłam się z dwiema dziewczynkami ze studiów, ale przez zasady mamy często nie mogłam się z nimi spotykać.

Pięć lat temu się zakochałam, pojawil się u nas nowy nauczyciel gitary, był uroczy i bardzo podobny do bohatera moich ulubionych książek. Ale te związki nie trwały długo. Kilka spotkań zakończyło się dla mnie straszną awanturą mamy.

Po raz pierwszy dzwoniła do mnie co dziesięć minut, wprowadzając mnie w zakłopotanie, nie mogliśmy porozmawiać i cieszyć się nawzajem towarzystwem. Drugi raz wyłączyłam telefon, co bardzo żałowałam, bo po powrocie do domu na mnie czekała prędkość, mama zdążyła zadzwonić na wszystkie szpitale, policję, moich kolegów i przyjaciółki.

Trzeciego spotkania nie było. I po raz pierwszy byłam wściekła na mamę. Nawet odjechałam od niej do przyjaciółki, która mnie wspierała, mówiła, że już dawno nadszedł czas, a razem sobie poradzimy. Mama dzwoniła cały czas, ale nie rozmawiałam z nią, bojąc się wybuchnąć, po prostu wysyłałam wiadomości, że wszystko u mnie w porządku.

Przychodziła do mnie do pracy, organizowała mi ciche histerie, a potem w końcu trafiła do szpitala. Prawie mieszkałam z nią w pokoju, czułam się niewdzięczna, że doprowadziłam ją do tego.

Od przyjaciółki odjechałam. Przekonywała mnie, abym została, bo jeśli wrócę do mamy, to już nigdy nie wydostanę się spod jej opieki. Okazało się, że miała rację.

Mam trzydzieści dwa lata, a ja żyję zainteresowaniami mamy. Chodzimy do teatru, na koncerty, jeździmy na wypoczynek do sanatorium razem. Prawie nie spotykam się z przyjaciółkami, nie umawiam się z mężczyznami i bardzo się tego boję. Chcę odejść, żyć swoim życiem, ale boję się, że mama tego nie przetrwa.

Chciałabym być stanowcza, ale nie potrafię, niestety. Boję się, że powtórzę jej los, innej opcji na starość dla siebie nie widzę.