Przypowieść o kobiecie, która zbyt mocno martwiła się o swoje dziecko
Pewnego dnia kobieta przyszła do Boga. Jej plecy były zgarbione pod ciężarem dużego worka.
– Jesteś zmęczona, kobieto? – zaniepokoił się Pan. – Zdejmij swój ciężar z ramion, usiądź, odpocznij.
– Dziękuję, ale tylko na chwilę – odmówiła kobieta. – Po prostu poproszę i zaraz wrócę! A co jeśli w tym czasie coś się stało? Nigdy sobie tego nie wybaczę!
– Czego nie jesteś gotowa sobie wybaczyć?
– Jeśli coś przytrafi się mojemu dziecku. Właśnie przyszłam, aby prosić Cię, Panie, abyś je uratował i ochronił!
– To właśnie tym się zajmuję – powiedział Pan poważnie. – Czy naprawdę dałem Ci powód, aby wątpić w moją troskę?
– Nie, ale… W tym życiu jest tyle niebezpieczeństw, negatywnego wpływu i nagłych zwrotów! A mój syn jest w takim wieku, że chce spróbować wszystkiego, wejść wszędzie i dowiedzieć się, kim jest. Bardzo się boję, że może go unieść w jednym z tych zakrętów, że się poturbuje, że będzie bolało.
Cóż, następnym razem będzie ostrożniejszy, bo na własnej skórze dowie się, co to jest ból – odpowiedział Pan. – To bardzo cenne doświadczenie! Dlaczego nie chcesz mu na to pozwolić?
– Ponieważ chcę go uchronić od bólu! – gorąco krzyknęła matka. -Widzisz, zawsze noszę ze sobą worek słomy, aby układać go tam, gdzie może upaść.
– A teraz chcesz, żebym otoczył go słomą z każdej strony? Dobrze. Spójrz tylko!
I Pan natychmiast stworzył całą stos słomy i wrzucił go na świat. Słoma układała się wokół syna tej kobiety, odgradzając go od wszelkich niebezpieczeństw, pokus, a także od życia.
Kobieta widziała, jak jej syn próbuje przedostać się przez słomę, ale na próżno. Chłopiec błądził, próbując rozerwać słomiane kręgi, a czasem wpadał w rozpacz lub złość.
Na koniec jednak znalazł zapałki i podpalił słomę. Ogień rozlał się, a cały obraz natychmiast zasłoniła mgła.
– Chcesz dodać jeszcze trochę słomy do ogniska? – zapytał Pan.
– Pamiętaj: im więcej słomy rodzice układają, tym silniejsze pragnienie mają dzieci, by przedrzeć się przez nią za wszelką cenę.
Jeśli to się nie uda, dziecko może zacząć marnować życie. Bo przecież nie wie, co to ból, ani co to wolność wyboru…
Myślisz, że to worek słomy, ale tak naprawdę to torba pełna problemów. W niej są wszystkie twoje lęki, obawy i strachy.
Wszystko, o czym myślisz i co cię niepokoi, nabiera siły i rośnie, bo sama nadajesz tej energii. Dlatego twoje plecy są tak zmęczone, a twoje obciążenie tak ciężkie…
– To znaczy, że nie powinnam martwić się o swoje dziecko?! A to mówisz Ty, Panie?
– Dbaj o nie – jak w koszmary wpędzić. Ale martwienie się – tego robić nie powinnaś. Bo przecież ja też o nie dbam.
Pozwól mi więc robić swoje. Po prostu nie przeszkadzaj mi! Ale to, jak rozumiem, kwestia wiary…
