“Obce dziecko nie jest mi potrzebne, marzę o swoim!” – odpowiedział mi mój ukochany…
W rodzinie wydarzyła się prawdziwa tragedia. Moja kuzynka Zofia zmarła, a jej dziecko zostało zupełnie samo. Krzysiek ma zaledwie 4 lata. Jego ojciec, jak tylko dowiedział się, że Zofia była w ciąży, zniknął i już o nim nie słyszeliśmy.
Z Zofią mieliśmy dobre stosunki, ale nie byłyśmy zbyt bliskie, ponieważ mieszkałyśmy w różnych miastach. Ale bardzo kochałam ją i jej synka, a on mnie. Teraz mieszka z babcią, ale była już starsza i ciężko jej było opiekować się wnukiem, a tym bardziej biegać i bawić się z nim.
Podczas naszego pierwszego spotkania z Krzysiem po tragedii na pogrzebie Zofii, odmawiał mi puszczania go. Nawet poprosił, żeby mieszkać ze mną. Oczywiście nie mogłam odmówić. Jednak nie przewidziałam, jak zareaguje mój mąż.
Jesteśmy razem już około 10 lat, ale nie mieliśmy dzieci. Przeszliśmy badania, wszystko było w porządku, ale nie wiem dlaczego, Bóg nie chciał tego. Przygotował nas do czegoś większego.
Proponowałam Krzyskowi adopcję dziecka z domu dziecka, ale był zdecydowanie przeciwny. Mówił, że nie będzie w stanie pokochać cudzego dziecka. I kiedy dowiedział się, że zgodziłam się przyjąć chłopca, oszalał.
Zaczął krzyczeć, że straciłam zmysły i straciłam głowę. W nerwach wziął kluczyki od samochodu i wyszedł z domu. Następnego dnia zabrał swoje rzeczy. Miałam nadzieję, że ochłonie i wróci.
I tak się stało, ale jego stosunek do dziecka w ogóle się nie zmienił. Po prostu ignorował Krzysia i wybuchał na niego. A ja rozumiałam, że bardzo się przywiązałam do chłopca. Wreszcie poczułam szczęście macierzyństwa. I teraz jak mam go oddać do babci, która i tak nie będzie za nim odpowiednio troszczyć?
Krzysiek bardzo polubił naszą rodzinę i starał się zdobyć uwagę Krzyska wszystkimi siłami. Witał go po pracy, podawał mu pilot do telewizora, zawsze oddawał mu swoje słodycze. Jednak mąż pozostawał obojętny wobec niego. Zauważyłam, że chłopiec bardzo go denerwował.
Krzysiek bardzo cierpiał z tego powodu. Pomimo że jest dzieckiem, doskonale wszystko rozumie. Pewnego dnia znów rozmawialiśmy z Krzyskiem o chłopcu. Miałam nadzieję przekonać męża, chciałam, żeby spojrzał na sytuację z innej strony.
Ale Krzysiek pozostał stanowczy. Zaczęła się kłótnia, a on nie wytrzymał, wziął kluczyki od samochodu i wyszedł. Nie próbowałam go zatrzymać. Po trzech godzinach mężczyzna zadzwonił do mnie. Dokładniej mówiąc, to nie był mąż, ale pracownik pogotowia ratunkowego.
Okazało się, że Krzysiek miał wypadek i zabrali go do szpitala. Bardzo się przestraszyłam, moje myśli były chaotyczne, wezwałam taksówkę i pojechałam do szpitala. Całą noc nie pozwolono mi do męża, dopiero rano mogłam go odwiedzić.
Płakałam i obwiniałam siebie, bo to ja zaczęłam kłótnię, a mąż mówił, że to nie moja wina. Opowiedział, że kiedy wypadł z samochodu, zobaczył, że do niego podbiegli ludzie. Nagle usłyszał czyjś głos:
“Nie możesz tu iść, masz jeszcze syna do wychowania!” Krzysiek odpowiedział, że nie ma dzieci.
A potem ten sam głos powiedział mu: “Musisz wychować tego syna, którego masz!” W tym momencie mąż zrozumiał, że Bóg ocalił mu życie, aby wychowywać swojego syna. Na koniec swojej opowieści Krzysiek przeprosił mnie i powiedział, że był niewłaściwy.
Teraz wychowujemy Krzysia razem w miłości. Tak, go adoptowaliśmy, a babcia nawet nie była przeciwna, tylko odetchnęła z ulgą.
