– A ja nie zamierzam pomagać teściowej na starość. Niech nawet nie liczy! Nawet szklanki wody jej nie podam. Mnie może osądzać tylko ten, kto nie wie, jak żyjemy z moim mężem, jej jedynym synem. Pewnego dnia poszłam do teściowej, gdy moja mama zachorowała

– A ja nie zamierzam pomagać teściowej na starość. Niech nawet na to nie liczy! – mówi moja znajoma, Marta. – I uważam, że moja sumienie pozostanie czyste. Przez piętnaście lat nic nam nie pomogła! Ani materialnie, ani fizycznie, ani dobrym słowem, ani nawet z dziećmi nie posiedziała, w przeciwieństwie do mojej mamy. Całe życie teściowa powtarzała, że nic nikomu nie jest winna. No cóż, chyba ma rację – nie jest winna. Ale ja też teraz nie jestem jej nic winna. Ot tak!

Marta ma chyba klasyczną sytuację – dwoje dzieci, mieszkanie, za które właśnie niedawno spłacili kredyt, ciężko pracując przez wiele lat we dwoje z mężem.

Marta jest pewna, że udało im się spłacić kredyt tylko dzięki jej mamie. Nie, mama nie pomagała finansowo – po prostu wzięła na siebie opiekę nad dwójką dzieci w wieku dwóch i trzech lat, od początku do końca, i do dziś zajmuje się nimi, teraz już jako uczniami, odbiera ze szkoły, odprowadza na zajęcia dodatkowe, robi z nimi prace ręczne, przygotowuje obiady i pomaga rozwiązywać zadania. Dzięki temu Marta i jej mąż mogli przez te wszystkie lata spokojnie pracować i zarabiać.

Gdyby nie mama, uważa Marta, nie mieliby teraz żadnego mieszkania. Bo bez pomocy mamy nie mogłaby pracować na pełen etat. Teściowa przez te wszystkie lata żyje dla własnej przyjemności. Wnuki widzi tylko przy dużych okazjach i specjalnie się nimi nie interesuje. Ma mnóstwo swoich spraw – przyjaciółki, działka, serial wieczorami.

Kilka razy Marta prosiła teściową, żeby popilnowała dzieci, kiedy mama była chora lub nie mogła – w odpowiedzi usłyszała jedynie wykład na temat „nikt nikomu nic nie jest winny, sama wychowałam syna, teraz wasza kolej”. Teraz nawet nie przychodzi jej do głowy, by o coś prosić.

– Mama praktycznie wychowała nam dzieci! – mówi Marta. – Oczywiście, jestem jej wdzięczna! Jeśli czegoś potrzebuje – zrobimy wszystko dla niej z mężem. I nasze dzieci też!

A z teściową – to już inna sprawa. Wydaje się, że nie można tak myśleć. To brzydkie. Ale jak inaczej? Bliskiej relacji nie ma, szczególnej miłości też nie. Na co liczą te współczesne babcie?

Czy naprawdę myślą, że nigdy nie będą stare? W końcu dług, jak by nie patrzeć, to wdzięczność.

Czy miłość i pomoc na starość też trzeba sobie zasłużyć?

Czy powinniśmy być ponad to i Marta powinna na przykład pomagać zarówno matce, jak i teściowej w równym stopniu, mimo że jedna włożyła lata życia i duszę w rodzinę Marty, a druga pojawiała się na progu kilka razy w roku?

Co włożyłeś, to dostaniesz?