Artur postanowił poważnie porozmawiać z żoną. Miał szczęście, że nie zdążyła chwycić za patelnię, a jego ulubionych placków ziemniaczanych też nie spróbował.
— Nie potrzebuję syna, który nie potrafi rozwiązać moich problemów za pomocą swojej żony i jej matki! — krzyczała Irena, otwierając drzwi i wpuszczając Artura do mieszkania. — Zapamiętaj! Albo ja, albo twoja żona. A z tego mieszkania wyprowadzę się tylko wtedy, gdy będę wiedziała na pewno, że nie mam już syna. Ostrzegam cię!
— Co się stało, mamo? — zapytał Artur. — Zmartwiłem cię? Przez telefon brzmiałaś bardzo zdenerwowana. Przecież widzisz, przyjechałem od razu, gdy zadzwoniłaś. Gniewasz się na mnie? Co się stało?
— Stało się, synku — odpowiedziała Irena. — Coś takiego, że… Poczekaj. Pozwól, że usiądę.
— Przerażasz mnie, mamo. Co się stało?
— Podaj mi wody.
Artur pobiegł do kuchni i wrócił do przedpokoju ze szklanką wody.
— Pij, mamo.
Drżącą ręką Irena wzięła szklankę. Spróbowała zrobić łyk.
— Nie, — powiedziała, — nie mogę. Woda nie przechodzi mi przez gardło. Tak całe życie. Nie, tego nie zniosę.
— Co się stało, mamo? — nie wytrzymał Artur, podnosząc nieco głos. — Jakie życie, co się dzieje?
— Nie krzycz na matkę! — krzyknęła Irena, a zaraz przeszła na złośliwy szept. — Nie krzycz na mamę!
— Przepraszam, mamo, — szepnął Artur. — Przepraszam. To wszystko przez nerwy. Martwię się o ciebie. Powiesz mi wreszcie, co się stało?
Irena zamknęła oczy i pokręciła głową.
— Co? — wyszeptał Artur.
— Matka twojej żony wyszła za mąż — odpowiedziała Irena.
Wiadomość o ślubie matki Jany tak zszokowała Artura, że poczuł zawroty głowy. Aby nie upaść, cofnął się i oparł o ścianę.
— Niemożliwe, — powiedział cicho Artur. — To nie może być prawda, mamo. Nie pomyliłaś się?
Irena uśmiechnęła się, zamknęła oczy i całą swoją postawą dała do zrozumienia, że to jednak prawda.
— Przecież niedawno straciła męża, — ciągnął dramatycznym tonem Artur. — Nawet dziesięć lat nie minęło! I znowu? To znaczy, za mąż?
— To jeszcze nie najgorsze, synku.
— Nie! — stanowczo powiedział Artur, nie chcąc słuchać więcej.
— Tak! — twardo odparła Irena.
— Ale… Co może być gorsze, mamo?
— Po ślubie planuje sprzedać mieszkanie, samochód, działkę i wyjechać.
— To pewne?
— Bardziej pewne być nie może. Dobrze, że mamy wspólnych znajomych. To oni mi powiedzieli. Sama nic. Cicha woda!
— A gdzie planuje wyjechać? — zapytał zaniepokojony Artur.
Pytanie syna poważnie rozzłościło Irenę, więc znów zaczęła krzyczeć.
— Jak to, gdzie? Naprawdę to takie ważne, gdzie pojedzie? Po tym, jak wyprzeda cały swój majątek?! Nawet na Księżyc! Nie ma to już znaczenia. Bo ja nie będę miała gdzie mieszkać! Czy zapomniałeś, że mieszkam w jej mieszkaniu?!
— Masz rację, mamo, — przyznał Artur. — Racja. Nieważne, dokąd pojedzie, skoro ty nie będziesz miała dachu nad głową. Ale trzeba coś zrobić, mamo!
— Trzeba nie dopuścić do tego ślubu! — poważnym tonem powiedziała Irena. — Trzeba temu zapobiec.
— Zapobiec, — powtórzył za nią zdezorientowany Artur. — Nie dopuścić.
— To trzeba było wymyślić! — kontynuowała nakręcanie siebie i syna Irena. — Za mąż, widzisz, postanowiła!
— Przecież ma już dwóch wnuków, mamo, — powiedział zamyślony Artur. — Niedługo skończy pięćdziesiątkę! Przecież jest w twoim wieku!
— Widocznie wnuków jej mało, — złośliwie powiedziała Irena. — Chce jeszcze znaleźć sobie rozrywkę. Na przykład wyjść za mąż! Dziś wyjdzie za mąż, a jutro? Zostawi własną córkę bez spadku? Nie, synku, na to nie można pozwolić. Słyszysz mnie? W żadnym razie!
— Ale jak, mamo? Jak temu zapobiec?
— Porozmawiaj ze swoją żoną, synku. W końcu to jej matka. I to jej grozi utrata spadku. Niech ją przekona, żeby nie wychodziła za mąż. Nie wiem, co powie swojej matce, ale tego ślubu nie może być. Rozumiesz?! Albo nie jestem twoją matką.
— Rozumiem, mamo, — odpowiedział przestraszony Artur. — Porozmawiam z Janą. Postaram się ją przekonać. Rozwiążę wszystkie twoje problemy. Obiecuję, że spróbuję.
— Nie próbuj, Arturze. Nie obiecuj. Po prostu to zrób.
— Zrobię to, mamo! — zdecydowanie odpowiedział Artur, spojrzał na zegarek i wyszedł z mieszkania.
W tym czasie Jana, żona Artura, w kuchni przygotowywała placki ziemniaczane dla ukochanego męża, co chwilę spoglądając na zegar. Miała niepokój w sercu.
„Niedługo mąż wróci z pracy, a ja jeszcze nic nie mam gotowe — myślała. — Znów będzie się na mnie złościł. Ostatnio jest jakiś szczególnie nerwowy. Martwi się o wszystko i wymyśla rzeczy, które mnie samej wydają się dziwne. A swoje złe humory wyładowuje na mnie. Oj… Boję się, że zabraknie mi cierpliwości. Wybuchnę. Przecież ja też mam nerwy.
Słysząc dźwięk drzwi, Jana zamarła. Zerknęła na zegar.
„Czy to możliwe, że Artur już wrócił? — pomyślała, wycierając ręce w ręcznik. — Ale dlaczego tak wcześnie? Przecież jeszcze nie ma piątej. Muszę go powitać, bo jeśli się zdenerwuje, nie wytrzymam i wybuchnę”.
Jana rzuciła nóż i nie do końca obranego ziemniaka do zlewu i pobiegła do przedpokoju.
— Cześć, kochanie, — powiedziała ciepłym głosem Jana, wybiegając do przedpokoju. — Właśnie robię twoje ulubione placki ziemniaczane. A ty dziś wcześniej? Ja…
Jana chciała wyjaśnić, że jeszcze nic nie jest gotowe, że dopiero zaczęła obierać ziemniaki, a on już wrócił. Ale milczenie i kamienna twarz męża zmusiły ją, by zamilkła. Poczuła się nieswojo pod jego spojrzeniem.
— Coś się stało? — zapytała.
„Może coś się stało z mamą — pomyślała Jana. — Artur mówił wczoraj, że Irena prosiła go, żeby do niej zajrzał. Podobno miała poważną rozmowę do syna”.
Artur wciąż patrzył na żonę, nie mówiąc ani słowa.
— Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył, — powiedziała Jana. — Coś z twoją mamą?
— Coś z mamą! — odpowiedział Artur stalowym głosem. — Ale nie z moją.
— A z czyją?
— Z twoją.
— Co z moją mamą?
— Tylko nie udawaj! — wykrzyknął Artur. — Myślisz, że uwierzę, że nic nie wiedziałaś? Pewnie specjalnie ukrywałaś! Liczyłaś, że niczego się nie dowiem? Tak?
„Co miałam ukrywać? — pomyślała Jana. — Na co miałam liczyć?”.
— Nic nie rozumiem, — powiedziała Jana. — Czego miałam nie wiedzieć?
— Że twoja mama wychodzi za mąż!
— Za mąż? Pierwsze słyszę. Za kogo?
„Rzeczywiście? — pomyślał Artur. — Za kogo wychodzi za mąż? Trzeba było zapytać mamę. Nie dopytałem”.
— Jakie to ma znaczenie, za kogo, — odpowiedział Artur. — Najważniejsze, że wychodzi. O to tu chodzi.
„Za mąż? — pomyślała Jana. — I co z tego? Nawet jeśli tak, dlaczego on się tym przejmuje? To nie jego mama. To moja! A nawet gdyby była jego? Co z tego? Najważniejsze, że wszyscy są zdrowi. Czym się tu martwić?”.
— Chodźmy do kuchni, Sławek, — zaproponowała Jana. — Skończę placki ziemniaczane, a ty mi dokładnie opowiesz: kto wychodzi za mąż, za kogo i tak dalej. Zgoda? Chodźmy do kuchni.
Jana poszła do kuchni. Artur ruszył za nią.
„Wygląda na to, że rzeczywiście o niczym nie wie, — pomyślał. — Tym lepiej. Ale co? Nie ma jeszcze gotowych placków? Skandal”.
— Mąż wraca z pracy, — zawołał Artur, wchodząc do kuchni i siadając przy stole. — Zmęczony! A ty nic nie masz gotowe? Dlaczego? Czym się tu zajmowałaś?
„Znów krzyczy, — pomyślała Jana. — Może to rzeczywiście coś poważnego, a ja tego nie zrozumiałam”.
— Dopiero wróciłam z pracy, — zaczęła się tłumaczyć Jana. — Zatrzymałam się w sklepie. Kupiłam śmietanę do placków ziemniaczanych. Przecież wszystko inne mieliśmy w domu, a śmietany brakowało. A ty miałeś wrócić dopiero za pół godziny. Spójrz na zegarek. Zdążyłabym ze wszystkim na czas.
Artur spojrzał na zegarek i zrozumiał, że rzeczywiście przyszedł wcześniej.
— Zawsze masz jakieś wymówki. Śmietanę kupowałaś. A dlaczego w naszym domu nie ma zawsze śmietany? Możesz mi to wyjaśnić?
— Jesteś upierdliwy, Arturze, — nie wytrzymała Jana. — Dlaczego mielibyśmy zawsze mieć śmietanę w lodówce? Żeby się zepsuła? A placki chciałeś dopiero wczoraj wieczorem.
— Ja jestem upierdliwy? Można by pomyśleć, że to moja mama wychodzi za mąż! Albo że to ja nie zdążyłem przygotować kolacji!
— Byłam pewna, że zdążę przed twoim powrotem, — powiedziała Jana, dalej obierając ziemniaki. — Nie przejmuj się. Zaraz wszystko będzie gotowe. A w międzyczasie opowiesz mi, co z moją mamą. Mów po kolei. Mówisz, że wychodzi za mąż? Za kogo?
— Nie wiem, — odpowiedział Artur.
Jana przestała obierać ziemniaki i zaczęła kroić cebulę.
— To zadzwoń i zapytaj.
— Do kogo?
— Do tej osoby, która ci powiedziała, że moja mama wychodzi za mąż.
— Do mojej mamy.
— No to zapytaj swojej mamy.
Artur zadzwonił do swojej mamy. Jana odłożyła nóż, wzięła tarkę i miskę, po czym zaczęła trzeć ziemniaki.
Tymczasem Artur rozmawiał przez telefon.
— Słuchaj, mamo, a za kogo mama Jany wychodzi za mąż? Jana nic o tym nie wie. Powiedziała, żebym zapytał ciebie. Więc za kogo, mamo? Co? Naprawdę? Poważnie?
Artur rozłączył się i spojrzał na żonę.
— Do czego to doszło, — powiedział. — Twoja mama poznaje ludzi na ulicy. Gratuluję.
— Za kogo wychodzi?
— Za jakiegoś emeryta, — odpowiedział Artur, patrząc na żonę z ciekawością. — A ty co? Płaczesz?
— Nie płaczę, — odpowiedziała Jana, pociągając nosem. — Właśnie starłam ziemniaki, a teraz kroję cebulę. Mów dalej.
— Co mam mówić? — nie zrozumiał Artur.
— Dlaczego tak cię niepokoi życie osobiste mojej mamy?
— Naprawdę nie rozumiesz?
— Nie rozumiem. No, poznała kogoś. I co z tego?
— Poznała go na ulicy, Jano. To przypadkowa znajomość!
— I co z tego, że na ulicy? A gdzie indziej miała kogoś poznać? Nie pracuje. Mieszka na działce za pieniądze po tacie. Gdzie indziej miałaby poznawać ludzi, jak nie na ulicy?
— Mówisz o tym tak spokojnie?
— Oczywiście, że spokojnie. Nie widzę powodu do zmartwień. Dlaczego ty się tym przejmujesz?
— Przecież to babcia naszych dwóch dzieci!
— I co z tego?
— To niemoralne!
— Nie gadaj bzdur.
— Bzdur? A to, że teraz moja mama będzie musiała wyprowadzić się z jej mieszkania? To też są bzdury?
— Niekoniecznie będzie musiała się wyprowadzić, — odpowiedziała Jana. — Ale nawet jeśli tak. Twoja mama ma swoje mieszkanie.
— Zapomniałaś, że je wynajmuje? — krzyczał Artur. — I z tego się utrzymuje?
„Zmęczył mnie tym swoim krzykiem, — pomyślała Jana. — Czy nie mógłby mówić spokojniej? Czy myśli, że tak lepiej do mnie dotrze?”
— Pamiętam, — spokojnie odpowiedziała Jana. — Zaraz po naszym ślubie moja mama zaproponowała twojej mamie mieszkanie w swoim mieszkaniu. Bo po śmierci taty mieszka na działce. Twoja mama się zgodziła. A potem rzuciła pracę i zaczęła wynajmować swoje mieszkanie. I tak jest od lat.
— Więc skoro to pamiętasz, odpowiedz mi na pytanie. Z czego będzie żyła moja mama, jeśli będzie musiała wyprowadzić się z mieszkania twojej mamy?
— Znajdzie nową pracę, — odpowiedziała Jana.
— Wiesz, co mówisz, Jano?
— Wiem. A ty nie wyprzedzaj faktów. Nawet jeśli moja mama wyjdzie za mąż, to nie znaczy, że wyrzuci twoją mamę.
— Jesteś tego pewna? A może zadzwonisz do swojej mamy i zapytasz? Dowiesz się wielu ciekawych rzeczy.
— Czego miałabym się dowiedzieć?
— Że po ślubie twoja mama zamierza wszystko sprzedać i wyjechać. Nie wierzysz? Zadzwoń do niej i zapytaj.
Jana zdążyła już zetrzeć ziemniaki do miski, pokroić cebulę, dodać jajko, mąkę i czarny pieprz, po czym zaczęła wszystko mieszać.
— Zadzwoń do mojej mamy — poprosiła Jana — i włącz głośnomówiący.
— Mamo, to ja — powiedziała Jana, gdy usłyszała głos matki.
— Tak, córeczko. Słucham cię.
— Mówią, że wychodzisz za mąż, sprzedajesz wszystko i wyjeżdżasz na zawsze?
— Wychodzę za mąż, kochanie, sprzedaję wszystko i wyjeżdżam. Na zawsze.
— Gratuluję. A gdzie będziecie mieszkać?
— U męża. Wyślę ci później adres.
— Zrozumiałam. Życzę ci szczęścia, mamo.
— Dziękuję, córeczko. Zadzwonię później i powiem, kiedy i gdzie odbędzie się wesele. U was wszystko w porządku? Jak dzieci? Jak Artur?
— Wszystko dobrze. Wszyscy zdrowi.
— Co teraz robisz?
— Robię placki ziemniaczane dla ukochanego męża.
— Nie będę cię odciągać.
Mama Jany rozłączyła się.
— I co powiesz? — zapytał Artur.
— Mama brzmi szczęśliwie. Bardzo się cieszę z jej powodu.
— Szczęśliwy głos? Cieszysz się? Ciekawe. A moja mama?
— A co twoja mama?
— A to, że jest nieszczęśliwa, ciebie nie obchodzi?
— Dlaczego miałaby być nieszczęśliwa?
— Dlatego że? Niedługo nie będzie miała gdzie mieszkać!
— Bzdura. Ma swoje mieszkanie. Tam się przeniesie.
— Wynajmuje je.
— To przestanie wynajmować i tam zamieszka. Jaki w tym problem?
„Nie potrzebuję syna — przypomniał sobie Artur słowa mamy — który nie potrafi rozwiązać moich problemów kosztem swojej żony i jej matki. Albo ja, albo oni. Nie wolno dopuścić do tego ślubu!”
Artur zrozumiał, że czas porozmawiać z żoną stanowczo.
„Dobrych słów nie rozumie — pomyślał. — Cóż, trzeba będzie inaczej”.
— Problem polega na tym, Jano — powiedział Artur — że jesteś bezczelna, okrutna, bezduszna, fałszywa i kłamliwa. I jeśli teraz, słyszysz? — Artur przeszedł na krzyk — jeśli natychmiast nie przekonasz swojej matki, żeby nie wychodziła za mąż, to wiesz co, zrobię z tobą… Dzwoń teraz do swojej mamy i niech przy mnie, słyszysz, przy mnie obieca, że…
Artur nie zdążył dokończyć, bo miska z wymieszaną masą ziemniaczaną, cebulą, jajkiem, mąką, solą i świeżo mielonym pieprzem wylądowała na jego głowie.
„Nie wytrzymałam — pomyślała Jana, wyciągając męża za kołnierz z kuchni do przedpokoju — pękłam. Dobrze, że nie zdążyłam postawić patelni na ogniu”.
Otworzyła drzwi i wypchnęła Artura za próg, po czym zamknęła drzwi.
Wszystko stało się tak szybko, że Artur nawet nie zdążył zrozumieć, co się dzieje. Ocknął się dopiero, gdy znalazł się za drzwiami. Zdjął miskę z głowy i rozejrzał się. W tym momencie Jana otworzyła drzwi, wyrzuciła jego kurtkę i buty, a miskę zabrała.
— Zamówiłam ci taksówkę — powiedziała Jana — za dziesięć minut będzie pod klatką.
— Gdzie to taksówka, Jano? — zapytał Artur.
— Do twojej mamy — odpowiedziała Jana.
— Dziękuję bardzo — powiedział Artur.
Po trzydziestu minutach wchodził do mieszkania, w którym jeszcze mieszkała Irena. Tego samego, które niedługo zostanie sprzedane.
— Co się z tobą dzieje, Arturze? — zapytała surowo Irena. — Zrobiłeś to, o co cię prosiłam? Porozmawiałeś z żoną?
— Porozmawiałem.
— Rozmowa się udała?
— Była… intensywna.
— Widzę. A co masz na głowie? Mózg ci się przegrzał od wysiłku?
— Coś w tym stylu — odpowiedział Artur z kwaśnym uśmiechem.
Irena przypomniała sobie słowa, które niedawno powiedziała synowi:
„Z tego mieszkania wyprowadzę się tylko wtedy, gdy będę wiedziała na pewno, że nie mam już syna”.
Zrozumiała, że wyprowadzić się jednak trzeba, a syn — oto jest, nigdzie się nie podział.
„Lepiej by było, gdybym po prostu się wyniosła i nie robiła zamieszania — pomyślała Irena. — Przynajmniej mieszkałabym sama we własnym mieszkaniu. A teraz, najwyraźniej, przyjdzie mi żyć z synem aż do końca swoich dni”.
