Byliśmy w gościach u teściowej, wyszłyśmy razem do kuchni, a mąż w tym czasie wyszedł na balkon zaczerpnąć powietrza. Teściowa postanowiła poważnie ze mną porozmawiać

Jestem z Jarosławem od półtora roku. On jest rozwiedziony, ma córkę, która została z jego byłą żoną. Mieszkanie należało do niej, więc po rozwodzie Jarosław przeprowadził się do swojej matki.

Mam 34 lata, 10 lat temu byłam mężatką, ale związek się nie udał i rok po ślubie się rozwiedliśmy. Nie mieliśmy dzieci z byłym mężem. Jarosław był o rok starszy ode mnie. Nasz związek rozwijał się bardzo szybko, a po kilku miesiącach Jarosław postanowił przedstawić mnie swojej mamie.

Mama Jarosława była wdową, a on był jej jedynym synem, widać było, że bardzo martwi się o jego przyszłość. Do mnie podeszła z sympatią, chwaliła mnie, wypytywała o rodzinę, pracę, plany na życie. Wyszłyśmy razem do kuchni, a Jarosław w tym czasie wyszedł na balkon zaczerpnąć powietrza.

Teściowa w tym czasie postanowiła poważnie ze mną porozmawiać.

– Powiedziałaś, że masz swoje mieszkanie? To oczywiście dobrze, ale moja była synowa miała właśnie z tym problem.

Jak opowiedziała mi mama Jarosława, Olga, bo tak miała na imię była synowa, ciągle wypominała mężowi, że mieszkają na jej terenie. Mówiła, że Jarosław niczego swojego nie dorobił się, a ona jest gospodynią i to ona będzie decydować w swoim mieszkaniu.

– A komu by się to podobało? I jeszcze, żeby Olga sama zapracowała i kupiła to mieszkanie, ale nie, to spadek po babci – żaliła się przyszła teściowa.

Słowa teściowej zapadły mi w pamięć. Po czterech miesiącach razem z Jarosławem zaczęliśmy razem mieszkać. Nie nalegałam na oficjalny ślub, nie było mi to potrzebne.

Ale teściowa była przeciwna, nalegała, żebyśmy oficjalnie zalegalizowali związek. Na wypadek, gdybyśmy chcieli kupić wspólne mieszkanie, żeby Jarosław nie został bez niczego.

Po tym wszystkim omówiliśmy z Jarosławem, że będziemy mieć rozdzielność majątkową. Na opłaty i wspólne wydatki składaliśmy się, a z reszty swoich pieniędzy Jarosław płacił alimenty na córkę i odkładał na mieszkanie. Ja również mogłam wydawać swoją część według własnego uznania.

Ale kiedy trzeba było coś naprawić w mieszkaniu – kran czy gniazdko – Jarosław nie chciał tego robić, twierdząc, że to nie jego mieszkanie i nie jest w nim gospodarzem.

– Przecież tu mieszkamy, ty też! – mówię.

– No tak, ale to twoje mieszkanie, a poza tym, mamy rozdzielność majątkową – odpowiedział Jarosław – wiedziałem, że prędzej czy później mi to wypomnisz, że tu mieszkam!

Przez prawie tydzień nie rozmawialiśmy. Wynajęłam fachowca, który wszystko naprawił, ale było mi przykro: prać, sprzątać, gotować – to mój obowiązek, skoro jestem „żoną”, ale naprawy to już nie jego sprawa, bo mieszkanie nie jest jego?

Teściowa stanęła po stronie syna, mówiąc, że on nie chce inwestować, bo to nie jego mieszkanie.

A potem zaczęło się coś dziwnego. Jarosław zaczął odwiedzać matkę kilka razy w tygodniu, remontując wszystko w jej mieszkaniu i kupując nowe rzeczy. Tłumaczył to tym, że to jego synowski obowiązek.

Milczałam, dopóki nie zaczął chodzić do swojej byłej żony i tak samo inwestować w jej mieszkanie, twierdząc, że tam mieszka jego córka i robi to dla niej.

Spakowałam rzeczy Jarosława i powiedziałam, że nie chcę już z nim żyć. To bezsensowne mieszkać z mężczyzną, który dba o komfort mamy i córki, ale nie obchodzi go komfort kobiety, która pierze, gotuje i sprząta dla niego.

– Wiedziałam, że tak będzie – powiedziała mi teściowa przez telefon – że i ty potkniesz się na kwestii mieszkania. Postąpiłaś tak samo jak Olga. Wypomniałaś mojemu synowi swoje mieszkanie, dałaś mu do zrozumienia, że mieszka na twoim terenie.

Nie tłumaczyłam już nic teściowej. Po prostu zdecydowałam, że z tymi ludźmi nie jest mi już po drodze.