Całe życie byłam tylko pomocą domową dla dzieci, a teraz nagle sobie o mnie przypomnieli
Młodość zawsze ma swoje hasło przewodnie: „Żyjemy tylko raz!”. Trudno się dziwić – pełni sił, z mnóstwem czasu przed sobą, młodzi ludzie chcą czerpać z życia garściami. Przemysł rozrywkowy w dużej mierze istnieje właśnie z myślą o nich. Dla starszego pokolenia też znajdą się rozrywki, ale kiedy ma się na głowie dzieci, pracę i obowiązki, trudno imprezować nocami. Do tego zdrowie już nie to, co kiedyś.
Żyjemy tylko raz
Do 48. roku życia nie miałam pojęcia, że można żyć inaczej – w innym kraju, z innymi zasadami. Dorastałam w małej wiosce, gdzie nikt nie mówił o marzeniach czy samorealizacji. Zamiast tego wbijano nam do głów poczucie obowiązku wobec rodziny i męża. Wyszłam za mąż, mając 19 lat, i doskonale wiedziałam, co mnie czeka: dzieci, dom, gotowanie, sprzątanie i żadnych ambicji. Latem jeszcze praca na roli, żeby plony były lepsze niż w zeszłym roku. Życie w myśl zasady: „Teraz musisz się poświęcić, a potem będzie lepiej”.
W wieku 20 lat urodziłam pierwsze dziecko, rok później córkę. Od tego momentu przestałam być żoną, a stałam się wyłącznie pomocą domową. Mój mąż, Marek, nie wymagał nawet, żebym kochała dzieci. Dla niego liczyło się, żeby były wychowane i w miarę samodzielne. Dziś zastanawiam się, po co to wszystko? Jaka była cel takiej egzystencji?
Życie w rutynie
Marek zarabiał, naprawiając sprzęt domowy. Praca może nie była ciężka fizycznie, ale po powrocie do domu Marek nie robił nic. Gdy czasem wracał z pracy po wieczornej popijawie z kolegami, musiałam radzić sobie ze wszystkim sama. Po jego śmierci, gdy miał zaledwie 42 lata, dom i gospodarstwo spadły na moje barki.
Próbowałam znaleźć nowego partnera, ale zawsze trafiałam na nieodpowiednich mężczyzn – leniwych i pijących. Dzieci wyjechały do miasta na studia, a ja zostałam sama, bez grosza przy duszy. Nie mogłam im zaoferować wiele – byłam tylko prostą kobietą z wioski.
Nowe życie za granicą
Wtedy moja przyjaciółka, Ela, zaproponowała, żebym spróbowała swoich sił za granicą. Dzieci już dorosły, więc nic mnie nie trzymało. Poświęciłam trzy lata na naukę języka i oszczędności, a potem wyjechałyśmy razem.
Nowy świat nie był łatwy. Obcy ludzie, nowe miejsce, tęsknota. Jednak w porównaniu z tym, co przeżyłam wcześniej, to była niczym wakacje. Pracowałam, oszczędzałam i powoli zaczynałam żyć na własnych zasadach. Dzieci zaczęły mnie jednak naciskać, żebym wróciła. Chciały pomocy przy wychowywaniu wnuków. Ale ja w końcu poczułam, że żyję. Znalazłam partnera, urządziłam sobie życie i po raz pierwszy poczułam, że jestem wolna.
Nowa rzeczywistość
Teraz jeżdżę motocyklem, odpoczywam w basenie zamiast na plaży i jem, co chcę. Przytyłam 10 kilogramów na pysznym, tanim jedzeniu, ale zrzuciłam je z pomocą trenera. Moje życie nie ma już nic wspólnego z tym dawnym, wypełnionym gotowaniem, sprzątaniem i oszczędzaniem na wszystkim.
Dzieci są rozczarowane. Liczyły, że będę niańką i gospodynią w ich domach. Mówią o moim egoizmie, ale przecież kiedyś mnie nie potrzebowały – byłam dla nich tylko pomocą domową. Dlaczego teraz mam nagle rzucić wszystko? Przestałam im wysyłać pieniądze, bo ich żądania nie miały końca.
Starzenie się w samotności
Wiem, że na starość mogę być sama. Ale czasy się zmieniły – ludzie żyją dłużej, dzieci mają swoje życie. Starzenie się w samotności nie jest straszne, jeśli żyjesz tak, jak chcesz. W końcu odnalazłam swoje miejsce na ziemi i nikomu tego nie oddam.
Nie osądzajcie mnie, zanim nie przeżyjecie choćby odrobiny tego, co ja. A jeśli ktoś mnie zrozumie, to życzę wam szczęścia. W końcu żyjemy tylko raz.
