Ddzieci już dawno dorosły, ale teściowa nadal stara się kontrolować życie nie tylko każdego z nich, ale także życie swoich synowych i zięciów. Taka już jest. Jednak ostatnio teściowa zaczęła podupadać na zdrowiu, coraz trudniej jej samodzielnie o siebie dbać, więc mimo że ma czworo dzieci, z jakiegoś powodu uznała, że to właśnie ja powinnam się nią opiekować

Dziesięć lat temu wyszłam za Pawła. Mój mąż pochodził z wielodzietnej rodziny – jego matka wychowała czwórkę dzieci: dwóch synów i dwie córki. Dorastając w takiej rodzinie, Paweł wyrósł na troskliwego i kochającego człowieka. Jednym słowem, miałam szczęście z mężem. Ale z teściową – już mniej. Moja teściowa okazała się bardzo władczą kobietą. Rozumiem, że aby wychować czworo dzieci i doprowadzić ich do dorosłości, trzeba mieć silny i zdecydowany charakter.

Dzieci już dawno się usamodzielniły, ale teściowa nadal próbuje kontrolować życie każdego z nich, a także życie ich małżonków. Taka już jej natura. Jednak ostatnio zaczęła chorować, coraz trudniej jej o siebie dbać, a mimo czwórki dzieci uznała, że to ja powinnam się nią zajmować.

Jej dwie córki już dawno wyjechały do pracy do Włoch, więc nie mogą się nią opiekować. A z drugą synową nigdy nie miała dobrych relacji, więc nie ma komu się nią zająć – poza mną.

Ze mną teściowa nigdy nie miała większych nieporozumień. Nie sprzeczałam się z nią, pozwalałam jej mną rządzić. W końcu nawet przestała mnie krytykować przy każdej okazji, bo wiedziała, że jeśli ja jej odmówię pomocy, nikt inny się tego nie podejmie. Przez jakiś czas wycofała się i trochę się zmieniła.

Ale nie zawsze taka była. Gdy była młodsza, była dumna i apodyktyczna. Kochała przede wszystkim siebie, a trochę jeszcze swoje córki. I to wszystko! Reszta była jej coś winna – zarówno synowie, jak i mąż oraz synowe. Wybrała autorytarny styl życia, a otoczenie miało jej słuchać i podporządkowywać się. Nikt tego nie lubił, ale nikt też nie chciał z nią walczyć i się kłócić.

Dziś ma siedemdziesiąt lat. Chętnie nadal wydawałaby wszystkim polecenia i żądała posłuszeństwa, ale zdrowie i wiek już na to nie pozwalają. Czuje się coraz gorzej, ma trudności z poruszaniem się po domu. Niedawno zmarł jej mąż. Od tamtej pory teściowa nie wychodzi z mieszkania, bo chodzenie sprawia jej trudność. A niedawno dodatkowo skręciła nogę. Z dobroci serca zgodziłam się zabrać ją do siebie.

Nie pomyślałam jednak, że będzie mi tak trudno. Po pierwsze, fizycznie jest mi bardzo ciężko się nią zajmować. A po drugie, teściowa jest wiecznie niezadowolona. Ale to była moja inicjatywa, więc nie mam na kogo się skarżyć. Po prostu pewnego dnia zrobiło mi się jej żal, a dla męża, który bardzo kocha swoją matkę, ta decyzja wydawała się najlepsza. Sama teściowa też ciągle powtarzała, że liczy na naszą pomoc.

Teraz rozumiem, że teściowa po prostu umiejętnie doprowadziła mnie do tej decyzji. Jej córki żyją sobie wygodnie za granicą, dzwonią do niej kilka razy w tygodniu i na tym kończy się ich troska. A ja muszę wysłuchiwać jej ciągłego narzekania, opiekować się nią, karmić ją i kąpać. Mój mąż widzi, że jest mi ciężko, ale jest ciągle w pracy. Mam mniej czasu dla własnych dzieci niż dla teściowej.

Nie mam już czasu na swoje życie. Chciałabym odwiedzić własnego ojca, który też został sam. Ale nie mam na to czasu. Teściowa nie ma zamiaru wracać do swojego mieszkania – jest jej dobrze w naszym dużym domu. Jestem zmęczona takim życiem. Ale co teraz zrobić?