Dlaczego ludzie są gotowi na wszelkie sztuczki, aby zdobyć majątek i gdzie podziewają się ich zasady
Jeśli za wszelką cenę trzeba otrzymać spadek i nie ma innej możliwości, wielu posunie się do różnych podstępów, by osiągnąć swój cel. Pochlebstwa, litość, manipulacje, a nawet błagania. A co zrobić, jeśli to na przykład nieruchomość? Oczywiście można zarobić… Ale to długo i nieciekawe. I zabiera zbyt wiele sił. A tu — nie trzeba nic specjalnie robić. I w końcu to rodzina. A co najważniejsze: jeśli nie ty dostaniesz spadek, to na pewno przejdzie on do innego krewnego. A moralnie to jeszcze gorzej!
Historii o tym, jak spadkobiercy kłócą się i gryzą między sobą, w Internecie jest pełno. Takie jest życie i tyle. Dlatego ludzie, którzy są już w wieku i nie chcą stać się ofiarą oszustwa przebiegłych krewnych, powinni to wszystko wziąć sobie do serca. Czasy może i się zmieniają, ale ludzka chciwość do zysku — nie.
Jak tylko nie kręciłam się w życiu, żeby coś osiągnąć. Zmieniałam pracę, chodziłam na kursy, wychodziłam za mąż zupełnie bez miłości. Nawet kupowałam losy na loterię, licząc na “głupca”. Ale praktycznie nic nie pomagało. Kursy w większości były oszustwem, firmami-krzakami, i niczego nie uczyły. Mężowie, wszyscy czterej, rozwodzili się ze mną. Ale wcześniej doskonale konsultowali się z prawnikami, by zostawić mnie samą, bez grosza. Loteria… Nie, i tu cudu nie było, ani razu nie wygrałam żadnej sensownej sumy.
Pozostała więc tylko praca. Naprawdę zmieniałam wiele zawodów, pracowałam w wielu miejscach i nawet chciałam kiedyś uzbierać pieniędzy i wyjechać za granicę. Ale w ostatnim momencie zmieniłam zdanie. Bałam się obcych ludzi, tego, że nie mam żadnego talentu do języków. No i konkurencja — to przecież jakiś koszmar! Jak więc w wieku 58 lat stałam się dość zamożną kobietą? Tak, po prostu miałam szczęście. Tak, sama też przyłożyłam rękę do swojego sukcesu, ale…
Dokładnie rok czy dwa po mojej nieudanej “wycieczce” za zarobkiem, musiałam zmienić mieszkanie. Już przywykłam do wynajmowanego lokum. Do tego, że nie można w nim nic poważnie zmieniać, bo mogą przyjechać właściciele i dosłownie grzebać w moich rzeczach. A miałam wtedy już dobrze ponad 40 lat. Ale te przeprowadzki, one po prostu wywracały mnie na lewą stronę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie miałam dzieci ani męża, nikt nie mógł pomóc, a i wstyd było łapać na sobie spojrzenia obcych ludzi: o, jaka samotna kobieta się wyprowadza.
Tak więc przeprowadziłam się do, jak to powiedzieć, domku. Dwupiętrowego, starego, z trzema klatkami schodowymi. I poznałam tam pewną starszą panią. Charakter miała, powiedzmy, niełatwy. Ale do mnie nie miała takiego samego negatywnego nastawienia jak do reszty. Pewnie dlatego, że byłam tak samo samotna jak ona. Stałyśmy się kimś w rodzaju dobrych znajomych, choć nie raz słyszałam jej narzekania, gdy po raz kolejny przynosiłam jakieś zakupy. Ale taki charakter, co tu poradzić.
Okazało się, że ta starsza pani była właścicielką połowy tego domu, ze wszystkimi jego mieszkaniami, piętrami i klatkami. Pobierała pieniądze od lokatorów, w tym ode mnie, po prostu mi o tym nie mówiła, a ja nie pytałam. I tak, po jej śmierci przypadła mi cała ta nieruchomość i dziwne uczucie, że jestem jakby postacią z jakiejś bajki. Ale w mojej bajce zamiast księcia “otrzymałam” zrzędliwą samotną staruszkę, jako odbicie mnie w przyszłości. I żadnej młodości, urody ani choćby balu w pałacu.
Cóż, po tym wszystkim moja samotność nie trwała długo. Nie, tabun przystojniaków o namiętnym spojrzeniu nie pojawił się pod moimi oknami. Już nawet na to nie liczyłam. Powiedzmy tak, niech ten “sport” teraz żyje beze mnie. Albo nawet bez zainteresowania, wystarczy. Nie, nagle pojawiła się u mnie cała gromada różnorodnych krewnych i krewnych ich krewnych, którzy całe życie myśleli, jakby mi pomóc, ale zdecydowali się dopiero całkiem niedawno.
Pierwsze “fale” pokonywało się łatwo. Ciotka na przykład, z którą zawsze byłyśmy “na noże”. Na co ona w ogóle liczyła? Że naprawdę będę słuchać jej opowieści o moich kuzynach i interesować się tym, jakie stało się ich życie? Dorośli faceci, brzuchacze, którzy nawet nie mają zainteresowań w życiu. Co, mam sprzedać nieruchomość, żeby pożyczyć im pieniądze na rozwój? A gdzie tam! Tak właśnie mówiłam wszystkim krewnym. Pojawiali się raz na jakiś czas, potem znów znikali, aż stałam się całkiem stara. Taka jak teraz.
A w tej chwili mam nową “najbliższą” rodzinę. To moi rodzeni siostrzeńcy i siostrzenice. Od młodszej siostry. I co szczególnie, jak to powiedzieć, ironiczne, to to, że naprawdę przyjaźniłyśmy się w dzieciństwie. A potem co, potem dorosłyśmy i kontakt się urwał. Jednak jej dzieci teraz bardzo mocno próbują wkraść się w moje towarzystwo. Dają prezenty, bilety na koncerty. Ostatnio zaprosili mnie do teatru, prawie całą rodziną. Po co? Jeśli jestem stara, to powinnam go kochać czy co?
W rzeczywistości sprawa jest prosta. Siostrzeńcy chcą ulokować swoje dzieci u mnie. Potrzebują osobnego mieszkania i tego typu rzeczy. A u mnie parę mieszkań rzeczywiście póki co stoi pustych, ale to nie na długo. Tylko że po tym, jak dzieci siostrzeńców do mnie się wprowadzą, wiem już na 100%, że ich stamtąd nie wyrzucę. Chyba że teraz o to zadbam z prawnikiem. A czy to mi potrzebne?
Tak to, niby powinnam być dobrą ciotką, pomagać swojej rodzinie, cieszyć się, gdy przychodzą lub dzwonią. Ale to wcale nie jest mi bliskie. Jestem taka, jaka jestem, tym bardziej że w przeszłości nie było takiego zainteresowania moją osobą. Ale z drugiej strony, sama dostałam tę nieruchomość jako spadek. Mogłabym zrobić to samo dla nich… Ale czy warto? Nie czuję, że potrzebuję kogoś jeszcze, szczerze mówiąc. Ot, i wszystko.
Mam nadzieję, że nie zabrałam Wam dużo czasu, a jeszcze bardziej mam nadzieję, że moi krewni dzisiaj nie zabiorą go ode mnie. Dobrego dnia i pogody. Cała reszta może się chyba sama naprawić.
