Gorzka herbatka i gościnność bez serca

Dzisiaj przypomniała mi się pewna sytuacja, która spotkała naszą rodzinę i utwierdziła mnie w przekonaniu, że ludzka chciwość nie zna granic.

Było to latem, gdy wybraliśmy się z mężem i dziećmi na spacer nad Wisłę. Tam, w pobliżu plaży, spotkaliśmy znajomych. Oni również byli z synem, więc dzieci zaczęły się razem bawić, a my usiedliśmy na ławce, by porozmawiać.

Znajomi opowiedzieli nam, że niedawno kupili działkę z domkiem letniskowym, w którym spędzają całe lato. Domek znajdował się w granicach Krakowa, niedaleko nabrzeża. Kiedy już mieliśmy się zbierać do domu, zaprosili nas na herbatę. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty na późne wizyty, ale dzieci zaczęły nalegać, więc ostatecznie zgodziliśmy się pójść.

Domek był niewielki, więc usiedliśmy na werandzie, która była urządzona w formie zadaszonego tarasu. Znajdował się tam drewniany stół, ławeczki i mała kuchenka. Byłam głodna i liczyłam na drobny poczęstunek do herbaty, ale się przeliczyłam. Podano nam wyłącznie gorącą herbatę, bez żadnych dodatków. Najbardziej zdziwiło mnie to, że wcześniej widziałam, jak nasi gospodarze wypakowują z samochodu pełne torby z zakupami spożywczymi. Przecież mogli chociaż podać ciastka! Ale trudno, każdy ma inne podejście do gościnności.

Po kilku minutach zadzwonił telefon. Okazało się, że to kurier przywiozł zamówioną pizzę. Poczułam się dość niezręcznie, bo w końcu to oni nas zaprosili. Gospodarz wszedł do domu z czterema ogromnymi pizzami i zestawem sushi. Zapach był tak apetyczny, że aż burczało mi w brzuchu. Znajoma zaprosiła swojego syna do domu, gdzie nakryła mu do stołu, a my nadal siedzieliśmy na werandzie, popijając pustą herbatę.

Pani domu nerwowo zmywała naczynia, pokazując swoim zachowaniem, że jest niezadowolona z naszej obecności. Jej mąż w tym czasie przeglądał telefon i ziewał z nudów. Nikt nie zaproponował nam nawet kawałka pizzy czy sushi. Wtedy spojrzeliśmy z mężem na siebie i bez słów zrozumieliśmy, że czas wracać do domu.

Wyszliśmy z poczuciem ogromnego niesmaku. Wyglądało to tak, jakbyśmy sami się wprosili na wizytę, chociaż to oni nas zaprosili. Zrozumiałam, że po tym wieczorze nie chcę już mieć z tymi ludźmi kontaktu. Mój mąż również był zniesmaczony, tym bardziej że to właśnie on pomógł gospodarzowi zdobyć pracę i osiągnąć sukces zawodowy.

Zastanawia mnie, po co w ogóle nas zaprosili? Chcieli się pochwalić działką? Pokazać, jak dobrze im się wiedzie? Sama zawsze staram się być gościnną osobą. Gdy zapraszam przyjaciół, stół jest pełen smakołyków. Nawet jeśli ktoś wpada niezapowiedziany, zawsze znajdzie się coś słodkiego do kawy lub szybki domowy wypiek. Nie wyobrażam sobie zamówić jedzenie i schować je przed gośćmi, by zjeść je po ich wyjściu.

Uważam, że takie zachowanie jest karygodne. A Wy co o tym myślicie?