Jestem dobrą żoną. Kocham i ufam swojemu mężowi… A przynajmniej tak myślałam

Nigdy nie szukałam obcych włosów na jego marynarce. Nigdy nie przeglądałam jego telefonu.
Aż do wczoraj.

Poszłam do banku w Poznaniu, żeby odebrać nową kartę. Wzięłam numerek i usiadłam na kanapie. Obok mnie siedziały dwie kobiety, około czterdziestki, żywo dyskutując.
Jedna właśnie dowiedziała się o zdradzie swojego męża, druga ją wspierała — choć po tonie rozmowy czuło się, że raczej nie była zaskoczona.

Nie mogłam nie słyszeć.

Mąż tej kobiety wrócił ostatnio do domu dziwnie ożywiony. Oczy błyszczały mu jak u kota, a na koszuli brakowało guzika — najpewniej urwanego w przypływie namiętności.
Kiedy poszedł pod prysznic, jego żona zajrzała do kieszeni jego spodni i znalazła telefon pełen podejrzanych wiadomości i połączeń.

Nie zaprzeczał. Przyznał się:
“Tak, mam inną. Ją kocham, ciebie tylko mi żal.”

„Oddałam mu dziesięć lat życia!” — lamentowała kobieta obok mnie.

W tym momencie wyświetlono mój numerek i odeszłam do okienka, ale ta rozmowa nie opuściła moich myśli.

Mam trochę ponad czterdzieści lat. Za dwa miesiące mój mąż, Paweł, i ja będziemy świętować dziesiątą rocznicę ślubu — różowe gody.

Wieczorem, kiedy wróciłam do domu w Suchym Lesie, w głowie miałam istny huragan.

A kiedy Paweł wrócił późnym wieczorem, byłam gotowa działać.

Patrzyłam na niego uważnie. Oczy miał zmęczone, nie błyszczące. Umył się — normalnie.
Ale jak w tej historii z banku – poszedł pod prysznic.

Wtedy… nie wytrzymałam. Wzięłam jego telefon.

Ręce mi się trzęsły. Wiedziałam, że to nie w moim stylu. Ale skoro zaczęłam…

Przewinęłam jego wiadomości.
I wtedy mnie zalało: Królowa.

Ktoś zapisany jako “Królowa” pisał do Pawła częściej niż bank wysyłał powiadomienia o stanie konta.
Połączenia też były. On do niej. Ona do niego.

Świat się zatrzymał.
Zdrada.
Po tylu latach.

Położyłam telefon na komodzie jak niewybuch.
I wtedy wszedł on — mój mąż — w samym ręczniku, z mokrymi włosami.

Spojrzał na mnie i od razu wiedział, że coś jest nie tak. Skinął głową, pytając bez słów: o co chodzi?

Nie wytrzymałam:

“Kim jest Królowa i dlaczego mieszka w twoim telefonie?”

Spojrzał na mnie, jakby szafa właśnie przemówiła.

Zapadła cisza.

W końcu zapytał:
“To wszystko?”

Z wielkim żalem odpowiedziałam:

“Nie spodziewałam się tego po tobie.”

Serce waliło jak oszalałe. Dziesięć lat razem… i co teraz?

Paweł podszedł do komody, wziął telefon i coś nacisnął.

Po chwili zadzwonił… mój telefon.

Spojrzałam:
Królowa.

Mąż podał mi telefon z pobłażliwym uśmiechem.

I wtedy sobie przypomniałam:
W pierwszych latach naszego małżeństwa Paweł nazywał mnie Królową Basią — bo mam na imię Barbara.

Królowa. To byłam ja.