Jeszcze od jesieni moja mama ciągle do mnie dzwoni. Mieszka na wsi, a ja – w mieście. Prosi, żebyśmy wszystko zostawili i przeprowadzili się do niej, bo tam jest świeże powietrze, ogródek, własne warzywa i owoce, a jej samej jest coraz trudniej i bardzo samotno. Powiedziałam mamie, żeby pakowała rzeczy, to zabierzemy ją do nas, do miasta. Ale moja mama jest osobą naprawdę wymagającą, wszyscy w rodzinie o tym wiedzą

Mam teraz 30 lat, mama ma 65. Urodziła mnie, kiedy miała 35. Ojca nigdy nie poznałam – z tego co wiem, ona naprawdę kochała tamtego człowieka, ale nie chciała burzyć jego rodziny. Dlatego ja go nie znam i nigdy z nim nie rozmawiałam.

Mama zawsze była trudna w obyciu. Dużo widziałam, mieszkając z nią. Nie mogę powiedzieć, że była idealną matką, chociaż w dzieciństwie kochała mnie i troszczyła się na swój sposób. Kilka razy była już blisko ślubu, ale kiedy moi przyszli mężowie zaczynali częściej z nią rozmawiać – uciekali. Nie wytrzymywali jej charakteru.

Żyłyśmy skromnie. Mama nigdy nie lubiła za bardzo pracować, miała jedną pracę, ale zarabiała niewiele. Zawsze miała do mnie pretensje, więc kiedy wyjechałam na studia, już nie wróciłam. Od tamtej pory jeżdżę do niej tylko w odwiedziny.

I teraz zaczyna się problem. Mama się postarzała. Całe życie przepracowała w rolnictwie. Mam wrażenie, że ogród to jedyne miejsce, gdzie ona naprawdę czuje się potrzebna. A ja kilka lat temu wyszłam za mąż, mam dwoje dzieci. I ostatnio mama coraz częściej mówi, że chce, żebyśmy przeprowadzili się do niej. Dzwoni codziennie, narzeka na zdrowie, na samotność.

Do mnie przeprowadzać się jednak nie chce. Ja mieszkam w mieście, ona na wsi. Jej tam jest dobrze – czyste powietrze i jej ogród. Już kilka razy powiedziała, że powinniśmy zamieszkać u niej, bo tam jest raj, a u nas tylko brudne miasto i plastikowe warzywa. Ona ma wszystko świeże i swoje.

Tylko że tam nie ma pracy, szczególnie dla mojego męża. Ona o tym wie, ale i tak nas namawia. A do nas przyjechać nie chce. Jest mi jej żal. Wiem, że to ogromny egoizm z jej strony prosić mnie codziennie, żebyśmy zmienili całe życie dla niej. Ale z drugiej strony pamiętam, jak biednie żyłyśmy. Jak marzyłam, żeby poznać ojca. I jak bolało, kiedy zrozumiałam, że ona sama zdecydowała, że tak będzie lepiej.

Wiem, że zdrowie mamy coraz słabsze. Wiem, że trzeba jej pomóc. Ale jak? Ona do nas nie chce, my do niej nie możemy. Nie wiem, co robić. Nie chcę zmieniać życia całej rodziny tylko dla niej, a jednak jest mi jej żal. Czy dzieci naprawdę muszą poświęcać swoje życie tylko dlatego, że rodzice tego oczekują? Z przerażeniem wyobrażam sobie, jak wyglądałoby wspólne mieszkanie – ciągłe pretensje i upokorzenia.