Kiedy nie ma mnie w domu, moi rodzice dzwonią bez przerwy. Mama mówi, że bardzo za mną tęskni, że chciałaby mnie zobaczyć. Tata wysyła mi zdjęcia z pracy, pyta codziennie, co u mnie słychać, i często przelewa mi trochę pieniędzy. A jednak, kiedy przyjeżdżam do domu, po trzech dniach mam dość. Teraz, gdy planuję się ożenić, nawet nie wiem, jak przedstawić moją narzeczoną rodzicom

Moje relacje z nimi zawsze były trudne — i bardzo tego żałuję. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem, zawsze to ja byłem winny wszystkiemu: ich kłótniom, problemom, złemu nastrojowi. Jako dziecko wielokrotnie słyszałem od mamy, że kiedy wyjeżdżałem na obóz letni albo do babci, w domu panował spokój — a gdy tylko wracałem, znowu zaczynały się sprzeczki i napięcia.

Nie rozumiałem tego. Przecież nic złego nie robiłem. Starałem się być posłuszny, nawet godzić ich, ale mimo wszystko czułem, że coś we mnie ich drażni. Że to ja psuję im ten „spokój”.

Kiedy zdawałem na studia, celowo wybrałem uczelnię w innym mieście — tak, żeby mieć większe szanse na miejsce w akademiku i wreszcie się wyprowadzić.

Pamiętam, jak mama nie chciała mnie puścić. Mówiła, że będzie tęsknić, że bez mnie będzie jej pusto. Tata natomiast nie okazywał żadnych emocji… ale gdy już się wyprowadziłem, to właśnie on pierwszy zaczął częściej dzwonić, pisać, pytać, jak mi się wiedzie. Teraz regularnie przesyła mi życzenia z okazji świąt, zdjęcia z pracy, rozmawia o wszystkim, a nawet wspiera finansowo. Takich relacji z ojcem nigdy wcześniej nie miałem.

Mama też często dzwoni, pyta, czy czegoś mi nie potrzeba, czy coś mi kupić albo przywieźć.
I tak, odkąd mieszkam osobno, nasze kontakty faktycznie trochę się poprawiły.

Na początku się z tego cieszyłem. Ale gdy zacząłem wpadać do domu na weekendy, zrozumiałem, że w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło.

Znowu te same uwagi, to samo narzekanie, porównywanie mnie do bardziej „udanych” synów ich znajomych. Znowu kłótnie między nimi — o drobiazgi, o wszystko i o nic. A kiedy wyjeżdżam — jakby ktoś nacisnął magiczny przycisk. Po dwóch dniach znów dzwonią, piszą, mówią, że tęsknią, że w domu bez mnie tak cicho…

Nie potrafię pojąć ich zachowania. Im jestem starszy, tym bardziej ich kłótnie przypominają mi spektakl — jakby sprawiało im to przyjemność. Nie wiem, jak to wytłumaczyć ani jak uniknąć konfliktów z nimi „z niczego”.

Teraz moja dziewczyna chciałaby ich poznać, a ja nawet nie wiem, co jej powiedzieć. Jak mam zaprowadzić ukochaną do domu, w którym sam czuję się jak intruz? Bo przecież moi rodzice nawet mnie nie potrafią przyjąć z radością.

Boję się, że przy niej znowu będą się zachowywać tak samo — że matka nie powstrzyma się od komentarzy, że zacznie mnie krytykować przy stole, jak zawsze.

Mama od dziecka uważała mnie za „niezdarę” i przedstawiała tak wszystkim znajomym — pokazywała moje najgorsze zdjęcia, opowiadała o moich błędach zamiast o sukcesach.

A teraz najbardziej martwię się już nie o siebie, tylko o to, jak potraktują moją narzeczoną.
Bo nie chciałbym, żeby poznała ich w ich najgorszym wydaniu.