Kiedy przeszłam na emeryturę, zdałam sobie sprawę, że tych pieniędzy na pewno mi nie wystarczy. Wtedy po raz pierwszy w życiu odważyłam się poprosić syna o pomoc finansową. Zadzwoniłam do niego, poprosiłam, żeby przyjechał do mnie, gdy będzie miał czas, bo mam do niego ważną sprawę. Syn obiecał, że wpadnie wieczorem, więc zaczęłam na niego czekać. Kiedy otworzyłam drzwi, na progu stał nie tylko on, ale także jego świeżo poślubiona żona. Zrobiło mi się smutno, bo wiedziałam, że w obecności synowej będzie mi niezręcznie prosić go o pieniądze. Syn od razu zauważył moją minę i pospieszył z wyjaśnieniem: – Mamo, teraz Irena jest częścią naszej rodziny, nie mam przed nią sekretów, więc mów otwarcie, o co chodzi

– Anno, ale przecież masz syna, dlaczego do niego nie zadzwonisz, nie poprosisz o pomoc? – zapytała mnie sąsiadka, która zna moją trudną sytuację.

A ja naprawdę nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Jak powiedzieć obcej osobie, że mój własny syn się ode mnie odwrócił?

Mam 62 lata i syna Jarosława, który ma teraz 34 lata. Ożenił się dopiero niedawno, zaledwie rok temu, ale od tego czasu jego życie – i moje – bardzo się zmieniło.

Mój mąż odszedł wcześnie, więc musiałam sama wychowywać syna. Wiem, że nie jestem jedyna, która dźwigała wszystko na swoich barkach, dlatego nigdy nie narzekałam na życie, tylko robiłam wszystko, byśmy z synem jakoś normalnie funkcjonowali. Pracowałam na dwóch etatach, żebyśmy mieli na chleb i coś do chleba.

Najwięcej wysiłku włożyłam w to, żeby syn zdobył wykształcenie. Byłam pewna, że kiedy dorośnie, skończy studia, stanie na nogi, to wtedy mi pomoże. Jarosław dobrze się uczył, był mądrym chłopcem i zawsze powtarzał, że gdy dorośnie, to zostanie bogaty.

I w zasadzie tak się stało. Syn dorósł, ukończył studia, znalazł dobrą pracę i szybko piął się po szczeblach kariery. Do trzydziestki sam kupił sobie mieszkanie i samochód.

Mnie prawie nie pomagał, ale ja go o to nie prosiłam, bo wiedziałam, że jemu te pieniądze są bardziej potrzebne, poza tym przez długi czas nie miałam takiej potrzeby – dopóki pracowałam, wystarczało mi na życie.

Ale niedawno musiałam przejść na emeryturę, zostałam zwolniona, na moje miejsce przyjęli kogoś innego. Oszczędności praktycznie nie miałam, bo nie miałam z czego odkładać – moja pensja ledwo wystarczała na opłaty i jedzenie.

Kiedy przeszłam na emeryturę, zrozumiałam, że tych pieniędzy na pewno mi nie wystarczy. Wtedy po raz pierwszy w życiu odważyłam się poprosić syna o pomoc finansową.

Zadzwoniłam do niego, poprosiłam, żeby przyjechał do mnie, gdy będzie miał czas, bo mam do niego ważną sprawę. Syn obiecał, że wpadnie wieczorem, więc zaczęłam na niego czekać.

Kiedy otworzyłam drzwi, na progu stał nie tylko on, ale także jego świeżo poślubiona żona. Zrobiło mi się smutno, bo wiedziałam, że w obecności synowej będzie mi niezręcznie prosić go o pieniądze.

Syn od razu zauważył moją minę i pospieszył z wyjaśnieniem:

– Mamo, teraz Irena jest częścią naszej rodziny, nie mam przed nią sekretów, więc mów otwarcie, o co chodzi.

Zaprosiłam ich do kuchni, zaproponowałam herbatę i poczęstowałam ciastkami – to było wszystko, co miałam. Liczyłam, że syn zrozumie aluzję. Ale nie, Jarosław spokojnie pił herbatę i opowiadał, gdzie wybierają się z Ireną na wakacje.

– Synku, przepraszam, że muszę ci to powiedzieć, ale potrzebuję twojej pomocy, moja emerytura jest zbyt niska – zaczęłam nieśmiało.

– Ile ci potrzeba, mamo? Na co dokładnie? Czy coś ci dolega? – zaniepokoił się syn.

– Nie, wszystko ze mną w porządku, dzięki Bogu. Ale moja emerytura jest bardzo niska, nie wystarcza mi na opłaty ani na jedzenie – powiedziałam.

Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo wtrąciła się synowa.

– Anno, masz dwupokojowe mieszkanie. Po co ci tyle przestrzeni? Sprzedaj je, kup sobie mniejsze, a z reszty pieniędzy będziesz miała na życie – zaproponowała rzeczowo.

– Ireno, gdyby to było takie proste… To nie jest tylko mieszkanie, to mój dom, w którym przeżyłam ponad 40 lat, w którym jest tyle wspomnień. Nie mogę tak po prostu go sprzedać. Nie jestem już w wieku, w którym łatwo przywyknąć do nowego miejsca – próbowałam jej wyjaśnić, że to nie jest najlepszy pomysł.

Liczyłam – a właściwie byłam pewna – że syn stanie po mojej stronie. Ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu powiedział, że Irena ma rację, że nie potrzebuję tak dużego mieszkania.

– Synku, pozwól mi zostać tutaj i spędzić resztę życia w moim domu. Pomóż mi chociaż w opłatach za mieszkanie, a na jedzenie moja emerytura wystarczy. Poza tym, przecież to mieszkanie i tak kiedyś będzie twoje, zapisałam ci je w testamencie – próbowałam się tłumaczyć, a może nawet błagać.

– Testament? Można go zmienić. Lepiej spisz akt darowizny – znów wtrąciła się synowa.

I znowu syn ją poparł, czym mnie bardzo zabolał. Nie poznaję go, tak bardzo się zmienił, odkąd się ożenił.

Nasza rozmowa do niczego nie doprowadziła. Nie wiem, czy jestem gotowa przepisać mieszkanie na syna, bo z taką naciskającą synową mogłabym wylądować na ulicy. Sprzedaż domu, w którym przeżyłam tyle lat, też mnie przeraża. Jestem zagubiona i nie wiem, co robić.