Kiedy tylko kupiliśmy mieszkanie, żeby uniknąć kredytu, moi rodzice dołożyli sporą część pieniędzy. Mąż, Paweł, zapisał je jednak na siebie, a ja – głupia – nie pomyślałam wtedy, że to ważne. Przecież planowałam z nim przeżyć całe życie. A pół roku później dowiedziałam się, że Paweł ma inną kobietę… i teraz prosi mnie, żebym opuściła mieszkanie, w które włożyłam tyle serca, pracy i pieniędzy.
Mam 28 lat i od trzech lat mieszkam sama. Z Pawłem poznaliśmy się w pracy, spotykaliśmy się rok, a potem zaczęliśmy mieszkać razem. Nie spieszyło nam się do ślubu – myślałam, że to tylko formalność. Kupiliśmy mieszkanie, moi rodzice pomogli finansowo, a on – jako główny „organizator” – wpisał je wyłącznie na siebie. Wtedy nie miało to dla mnie znaczenia, bo wierzyłam, że miłość to nie majątek.
Niestety, pół roku później wszystko się rozsypało. Dowiedziałam się, że Paweł ma inną kobietę, która jest z nim w ciąży. Zabrał swoje rzeczy i odszedł. Bolało potwornie, ale wiedziałam, że tam będzie jego dziecko, więc muszę puścić go wolno. Zostałam sama w mieszkaniu, które wydawało mi się jedynym oparciem po tej burzy.
Żeby przetrwać, zaczęłam coś zmieniać wokół siebie – przestawiłam meble, sprzedałam wielkie łóżko, kupiłam nowy, miękki dywan i obraz z lwicą – symbolem mojej samotnej siły. Sama przykleiłam jasnozielone tapety, żeby w domu znowu było jasno i ciepło. Powoli wracałam do życia, aż pewnego dnia spotkałam na ulicy dawnego znajomego, Tomka. Opowiedział mi, że jego żona zdradziła go i wyrzuciła z mieszkania. Wynajmował pokój, a na co dzień pracował za granicą, żeby zarobić na nowe życie.
Zaczęliśmy się częściej spotykać, potem zamieszkał u mnie. Byłam szczęśliwa, pierwszy raz od dawna spokojna. Aż któregoś wieczoru zadzwonił Paweł. Powiedział, że ożenił się z tamtą kobietą, że mają dziecko i… że chciałby wrócić do swojego mieszkania, bo nie mają gdzie mieszkać.
Byłam w szoku. Przypomniałam mu, że moi rodzice również dołożyli się do zakupu, ale on tylko wzruszył ramionami: „Kiedyś ci oddam, jak będę mógł. Na razie musimy się tam wprowadzić”. Jakby to było takie proste – wyrzucić mnie z miejsca, które przez lata stało się moim domem.
Nie potrafię pojąć, na co on liczy. Myśli, że spakuję się i oddam mu klucze? Przecież to on odszedł, nie ja. A teraz nagle ma żonę, dziecko i pretensję do wszystkiego, co zostawił.
Rodzice Pawła mają duży dom pod Krakowem, a on i tak uważa, że to ja powinnam „ustąpić”, bo jemu „trudno”. Zaproponował nawet, żebym wróciła do rodziców – jakby to było takie oczywiste. Ale ja nie chcę. To mój dom, moje życie, mój spokój.
Tomek jest teraz za granicą, miał wrócić na święta, ale nie wiem, czy będzie do czego. Kiedy mu opowiedziałam całą historię, powiedział: „Zostaw to wszystko, przyjedź do mnie. Zaczniemy od nowa, tam, gdzie nikt nie będzie ci odbierał dachu nad głową.”
Nie wiem, co zrobię. Ale jedno wiem na pewno — nigdy więcej nie zostawię żadnych decyzji „na później”. Zwłaszcza tych, które dotyczą domu. Bo dom to nie tylko ściany. To twoje serce. I jeśli nie zadbasz o nie sama, nikt inny tego nie zrobi.
