Kiedy wróciłem z pracy do domu, zobaczyłem na stole krótką notatkę, a szafki z ubraniami były puste

Do tej pory nie mogę zrozumieć, czego brakowało mojej żonie. Robiłem wszystko, aby nasza rodzina była szczęśliwa i dobrze sytuowana. Kiedy się pobraliśmy, dostałem od rodziców w prezencie trzypokojowe mieszkanie. Za własne pieniądze zrobiliśmy remont. Miałem dobrą pracę, a po roku awansowałem. Często wyjeżdżaliśmy na wakacje. Nie ograniczałem jej w niczym, spełniałem każdą zachciankę.

A ona, pół roku po ślubie, zaczęła zachowywać się zupełnie inaczej. Nic jej nie odpowiadało. Chciała nową sukienkę – proszę, kup. Kupiła, a potem była niezadowolona, bo źle na niej leżała. Nowy telefon? Proszę bardzo. Minęły dwa dni – już jej nie odpowiadał. Zniknęło to uczucie zakochania, które było na początku. Mogliśmy całymi dniami nie zamienić ze sobą ani słowa. A kiedy mówiłem, że chcę mieć dzieci, nawet nie chciała tego słuchać. Dla niej dzieci były jakby z innej planety. Nawet gdy byliśmy na urodzinach córki znajomych, moja żona z niesmakiem unikała przytulenia solenizantki. Po prostu pogładziła ją po głowie, ale z taką miną, że było mi wstyd.

Tydzień temu wróciłem z pracy. Było już dość późno. Zauważyłem, że ostatnio wracałem do domu z niechęcią. Coś w mieszkaniu było nie tak. W pokoju zobaczyłem otwarte, puste szafy. Tam, gdzie kiedyś były rzeczy mojej żony, było pusto. W jednej chwili wszystko zrozumiałem. A kiedy przeczytałem notatkę, w której napisała, że już nie chce ze mną żyć i składa pozew o rozwód, po prostu poszedłem do kuchni na kolację. Zamiast smutku poczułem, jakby spadł mi z serca ogromny ciężar.