“Krystyno, to ty?” – zapytała niewidoma babcia. “Tak” – powiedziała z łzami w oczach Solomijka. Teraz otrzymała nowe życie i nowe imię

Kiedy Solomijce skończyło się 16 lat, postanowiła uciec z domu. Jej matka ciągle była pijana i często przyprowadzała do domu swoich kolegów po kieliszku. A jeden z nich zaczął do niej natarczywie się dobierać, ale Solomija była waleczna i uciekała. Latem, w takich chwilach nieznośnego życia, nocowała w stodole. Zimą, pod pozorem odwiedzenia przyjaciółek.

Próbowała porozmawiać z matką, ale bez skutku. Płakała, płakała, ale matka i tak robiła po swojemu. Wcześnie pochowała ojca. Bardzo go kochała, a teraz dusza jej się rozdarła.

Solomija odebrała swój świadectwo ze szkoły po dziewiątej klasie. Powiedziała, że wyjeżdża do miasta do babci po stronie ojca.

Zebrała stary walizkowy kufer. Wzięła pieniądze, które uzbierała za pracę w ogrodzie spółdzielczym, i ruszyła w świat. Postanowiła znaleźć pracę jako kelnerka w mieście.

Ale jakże się zdziwiła, gdy nikt nie chciał jej przyjąć, bo była jeszcze za młoda. A jeszcze była niska jak ptaszek. “Musisz jeszcze podrosnąć” – mówili – “a potem przyjdź”.

Idzie Solomija ulicą, prawie płacze. I nagle widzi, że babcia błąka się. Staruszka, ledwo unosi nogi, trzyma laskę w rękach. To laską wyznacza sobie drogę.

Solomija nie wiedziała, co na nią spadło. Ale od razu rzuciła się na szyję staruszki: “Babciu, znalazłam cię. Wreszcie cię znalazłam!” I zaczęła całować jej pomarszczone twarzyczkę.

  • Krystyno, to ty? – zapytuje babcia.
  • To ja, babciu – skłamała Solomija.
  • A dlaczego tak długo cię nie było? Czekam na wiadomości od ciebie. Przecież zostałaś jedyną, nikogo więcej nie ma. Chodźmy, chodźmy do domu, kochana.

Solomija wzięła babciną siatkę z mlekiem z jej rąk, podtrzymała ją i powoli ruszyły do sąsiedniego domu.

Babcia mieszkała na parterze starej pięciopiętrowej kamienicy. Mieszkanie miała małe, ale dwie pokoje, kuchnię.

  • Krystyno, postaw czajnik. Tam na kuchence są kotlety, pewnie jesteś głodna. A ja trochę odpocznę, jestem zmęczona.

Babcia przytuliła się do starej, zniszczonej kanapy i zaraz zasnęła. Solomija podszła do niej, zdjęła jej buty, przyniosła poduszkę i koc, ostrożnie położyła babcię na kanapie.

I westchnęła cicho: przeszłe życie za nią, teraz jest Krystyna.

Podczas gdy babcia spała, Krystyna cicho, na palcach obeszła mieszkanie. Nie było wiele, choć wszystko, jak babcia sama, ale jakoś przytulnie. Na stole biały, wyszywany obrus sprzed lat. Na ścianie stary zegar i mnóstwo zdjęć. Na nich patrzyli na Krystynę obcy ludzie w ramkach. A wydawało się jej, że patrzą na nią z dezaprobatą. Jakby weszła do cudzego domu.

Krystyna poczuła się nieswojo. Może powoli się zbierać i pójść, dopóki babcia śpi. Krystyna spojrzała przez okno, robił się wieczór.

“Nie, chyba zostanę na jedną noc” – pomyślała dziewczyna – “a jutro powiem jej wszystko”.

Ale nastał kolejny dzień. Dziewczyna od samego rana zaczęła sprzątać mieszkanie: myła okna, podłogi, wycierała ramki z zdjęciami na ścianie. Piekła naleśniki dla babci, biegła do sklepu po zakupy. I tak dobrze było z babcią, spokojnie na sercu, że nie chciało się jej iść.

Minął miesiąc… dwa… cały rok. Krystyna w międzyczasie podjął pracę mycia klatek w klatkach schodowych, choć to niewielkie pieniądze, to jednak dodatek do babciowej emerytury.

Sąsiedzi ich także polubili, bo jeśli trzeba, pomagała wszystkim. Ktoś potrzebuje ziemniaków, kapusty, to przyniesie, i tak iść na rynek. Ktoś musi wyprowadzić psa, jeśli pani jest chora. Tym jej też płacili: kto podzieli się ziemniakami, kto poczęstuje arbuzem, kto przysunie podkrój pod suknię, a nawet drobną monetą.

A wieczorami babcia opowiadała jej o swoim życiu. Jak walczyła na wojnie w batalionie sanitarnym. Jak tam spotkała swojego Wasylka. Jak straciła swojego jedynego syna. I że już nikogo prócz niej, Krystyny, nie ma.

Ale pewnego dnia, jak zawsze, rano obudziła się Solomija. A babcia ją woła.

  • Krystyno, już jestem stara. O Boże, niech nie umrę. Chcę przepisać mieszkanie na ciebie. Dzisiaj trzeba wezwać notariusza, a ty przygotuj swoje dokumenty.

Zimny strach ścisnął serce dziewczyny. Koniec, teraz babcia się dowie o wszystkim i wyrzuci ją. A gdzie się podziać, przecież przyzwyczaiła się już do staruszki, jak do swojej rodziny. Od dzieciństwa nie miała swojej babci, tylko wiecznie pijana matka i dzikie śmiechy zalotników.

  • Babcia, nie mogę dzisiaj, zgubiłam dokumenty – odpowiedziała ze strachem dziewczyna.
  • A gdzie zgubiłaś swoje dokumenty?
  • Byłam na rynku wczoraj, a stamtąd wyciągnęli je z mojej torebki. Na szczęście nie było tam pieniędzy, już je wydałam.
  • Jak naprawdę się nazywasz? Bo zawsze mówią na ciebie Krystyna, a Krystyna. Bardzo tęskniłam za wnuczką, tak się tylko zmyliłam.

Wtedy dziewczyna była zdziwiona.

  • Babcia, to znaczy że wszystko wiedzieliście? Wiecie i nic nie mówiliście?
  • Oczywiście że wiedziałam, jakże nie wiedzieć. U Krystyny mam chrapliwy głos, a u ciebie, ach, taki cieniutki. I w dotyku jesteś zupełnie inna. I macie różne charaktery. Gdybyś była Krystyną, to byś nie myła klatek ani nie piekła ciast. O, bywa, że przyjeżdżała cała w łańcuchach i łysa. Została na dwa dni, i tyle tylko ją widzieliśmy.
  • Babcia, a jeśli wiecie, to dlaczego nic nie mówiliście? A ja zaczęłam martwić się o swoje kłamstwo.
  • Milczałam, bo bałam się, że odejdziesz. Za bardzo mi się spodobałaś, już od trzech lat nie widziałam niczego.
  • Babcia, babcia, kochana, ukochana, nigdzie się ode mnie nie ruszysz. Mam na imię Solomija.

Solomija rzuciła się na piersi babci i wtedy z rozkoszą, radością rozpłakała się.

Teraz wiedziała na pewno, że ma babcię. I jej imię jest teraz jej własne, nie obce.