Mały Kacper zaczął mówić dopiero w wieku sześciu lat. Co było przyczyną tego, że zaczął mówić?
Ten chłopiec nie mówił. Nie chodził do przedszkola, opiekowała się nim jego prababcia. Nie mówił od drugiego roku życia, ani w trzecim, czwartym, piątym czy nawet szóstym roku życia. W rodzinie nie było takich trudności, a w ciepłe letnie dni prababcia wyciągała stół i kilka krzeseł, a chłopiec biegał i bawił się z prababcią lub czytał książki. Nie mówił, ale potrafił czytać. Coś napisał.
Pewnego dnia przyszła pielęgniarka dziecięca i wywołała skandal:
- Powinien zostać umieszczony w specjalnym przedszkolu, a potem w szkole dla dzieci o specjalnych potrzebach.
- Jakie głupoty! – kłóciła się prababcia – Czyta książki, potrafi liczyć. Ma podstawową wiedzę.
- Zapłacisz za to, głupia – odpowiedziała pielęgniarka.
Byłem wtedy jedenastolatkiem, a tej lata uparta pielęgniarka szczególnie dokuczała tej rodzinie. Spacerowałem z moją żółwią i czarnym kotem. Chłopiec podszedł do mnie cicho i pogłaskał kota.
- Nazywa się Borys – powiedziałem – a ja mam na imię Lena.
W mojej głowie wyraźnie usłyszałem: “Kacper”.
Tak się poznaliśmy. Nasza komunikacja była dość nietypowa. Zwykle ja mówiłam, a on milczał. Ale czasami oboje milczeliśmy. Pewnego razu, gdy nas zobaczyła mama, podszła do nas.
- O czym rozmawiacie? – zapytała.
- Rozmawiamy – odpowiedziałam.
“Dobra, mów” – powiedziała mama i poszła załatwiać swoje sprawy.
Kacper potrafił dogadać się ze wszystkimi zwierzętami: psami, kotami, nawet moją żółwią. Nauczył Borysa podawać łapę i reagować na komendy “głosowe”, nie wypowiadając ani jednego słowa na głos. Jego prababcia patrzyła na nasz niemy dialog z widocznym zdziwieniem.
- Rozumiesz go? – zapytała.
- Tak, oczywiście – odpowiedziałam – słyszę go bardzo dobrze, dokładnie w mojej głowie.
Przejechała palcem po swojej skroni. A mnie to nie obchodziło.
Pewnego dnia pijany przechodzień ciągnął małego psa na smyczy przez nasz ogródek. Pies został rozproszony przez kota i zaczął się wiercić. Mężczyzna złamał gałąź z klonu i uderzył psa. Kacper krzyknął w swoim wnętrzu: “Nie rób tego!”.
Ja krzyknęłam na całą ulicę: “Stój!”. Mężczyzna kontynuował bicie psa kijem. Moja mama wyszła zza drzwi. Wujek odpiął psa ze smyczy i szybko oddalił się. Zdezorientowany pies nawet nie pobiegł za nim. Matka spojrzała na nas, byliśmy roztrzęsieni i płaczący, i powiedziała do Kacpra:
- Oni cię nie słyszą, prawie nikt. Mów głośno.
- Jak to możliwe, że nie słyszą? – rozległo się w mojej głowie.
- Po prostu nie słyszą, nie wiedzą jak, nie potrafią. Trzeba mówić głośno. Jeśli chcesz tego psa, idź do rodziców i powiedz głośno: “Chcę tego psa, pójdę z nim na spacer”.
Sześcioletni Kacper wziął małe dziecko na ręce i wszedł do domu. Jego ojciec, Igor, wyjrzał przez okno na pierwszym piętrze.
- Tato – powiedział Kacper – zabierzmy tego psa, został porzucony.
Igor upuścił filiżankę i wyskoczył na zewnątrz.
- Tato – powtórzył Kacper – zabierzmy tego psa.
- Oczywiście! – krzyknął Igor.
Zabrali psa. Przez pierwsze trzy tygodnie Kacper mówił nieustannie. Potem uspokoił się…
Wiele lat później, spacerując z moim małym synkiem, gdy nagle usłyszałam w swojej głowie: “Mamo, patrz, kot”, nie zdziwiłam się. Spojrzałam na dużego, rudego kota i zawołałam: “Kacper, kotku, kotku”.
Następnie powiedziałam do syna: “Mów głośno, inaczej cię nie usłyszą”. I on zaczął mówić. Czasami przestaje mówić w środku, ale czasami, nawet teraz, słyszę go, nawet gdy jest daleko. Mały Kacper nauczył mnie słuchać…
