Mam dziś 55 lat. Zdecydowałam się wyjechać do pracy we Włoszech. Moja kuzynka jest tam już od piętnastu lat i zdążyła kupić dwie mieszkania. Mąż był przeciwny tej decyzji, ale co miałam zrobić? Innego wyjścia, by kupić mieszkanie dla młodszego syna, nie widzę

Po ślubie urodzili nam się dwaj chłopcy. Różnica wieku między nimi to pięć lat. Kiedy byli mali, staraliśmy się każdą wolną chwilę spędzać razem. Synowie dorastali zdrowi i radośni, a ja uwielbiałam się nimi zajmować. Uważam, że zapewniliśmy dzieciom szczęśliwe dzieciństwo. Czasem mąż miał do mnie żal, że całą siebie oddałam dzieciom i jemu zostawało mniej uwagi.

Dziś, gdy synowie są już dorośli, widzę, że przez lata nie miałam własnego życia. Nikogo nie obwiniam – sama wybrałam taki los. Oni mają swoje żony, swoje domy, a ja nadal żyję dla nich, bo tak się nauczyłam. A może to ja ich tak przyzwyczaiłam, że zawsze byli na pierwszym miejscu?

Kiedy ożenił się starszy syn, kupiliśmy mu z mężem mieszkanie. Odkładaliśmy latami, by pomóc dzieciom z własnym kątem. Ale niemal wszystkie oszczędności poszły na to jedno mieszkanie. Syn bardzo się cieszył, choć jego żona przyjęła prezent jak coś oczywistego. Mimo to starszy syn zawsze był dla mnie bardziej ciepły, łatwiej było nam się dogadać.

Cztery lata później młodszy syn oznajmił, że też się żeni. Dziewczyna nam się spodobała. Problem w tym, że on również oczekuje od nas mieszkania w prezencie. Rozmawialiśmy wcześniej z dziećmi, że będziemy się starać kupić im po mieszkaniu. Tyle że życie napisało inny scenariusz – od dwóch lat mąż bardzo choruje, a reszta pieniędzy poszła na jego leczenie.

Powiedziałam synowi, że jedyne, co mogę zaproponować, to wspólne mieszkanie u nas w trzypokojowym. Jego narzeczona pochodzi z ubogiej rodziny i raczej jej rodzice też nie są w stanie im pomóc. Ale syn nie chce po ślubie mieszkać z nami.

Naciska, żebym wzięła kredyt. Nawet nie chcę wspominać o tym mężowi – jego zdrowie jest kruche, nie wiadomo, czy w ogóle wróci do pracy. A ja sama nie udźwignęłabym kredytu.

Syn wyrzuca mi: „Czym ja się różnię od brata? Dlaczego ja mam mieszkać z rodzicami?”. Nigdy bym nie pomyślała, że własne dziecko powie mi coś takiego.

Mam 55 lat. Kredytów panicznie się boję, nigdy żadnego nie brałam i brać nie zamierzam. Dlatego wyjechałam na zarobek do Włoch. Kuzynka szybko pomogła mi znaleźć pracę – opiekuję się starszym Włochem. Powiedziała, że w cztery–pięć lat odłożę na mieszkanie dla syna i jeszcze coś zostanie na moją starość.

Starszy syn po ślubie całkiem się odciął. Mówi, że ma problemy w pracy. Jego żona w ogóle nas nie lubi.

Ciężko i smutno przyjąć, że własne dzieci cię nie rozumieją. Całe życie poświęciłam im, a dziś, zamiast spokojnej starości z mężem, siedzę na obczyźnie i zarabiam na cudzą rodzinę.